Kiedy ktoś mówi „gry wyścigowe z gokartami”, to pierwsze, co przychodzi do głowy, to oczywiście Mario Kart. No bo nie oszukujmy się – od lat to niekwestionowany władca tego gatunku. Ale hej, przez te wszystkie lata przewinęło się parę innych perełek. „Diddy Kong Racing”? Sztos. „Crash Team Racing”? Legenda. Nawet „Sonic Racing” miał swoje momenty. Ale czy ktokolwiek z was pamięta o najbardziej nieoczywistym bohaterze gokartów?
Tak, mówię o Garfieldzie. Tym pomarańczowym leniwcu, który nienawidzi poniedziałków, a kocha lasagne. W 2013 roku z jakiegoś pokręconego powodu ktoś wpadł na pomysł: „Hej, a może damy Garfieldowi gokarta?” – i tak narodziło się Garfield Kart. Gra, która zaczęła jako żart, ale potem… no cóż, jakoś została. I teraz wraca. Serio.
Garfield znowu za kółkiem – i tym razem stawia na DRIFT
Jak wyniuchało Gematsu (czyli niezawodny informator z branży), „Garfield Kart 2: All You Can Drift” dostało właśnie klasyfikację wiekową w Australii. Znaczy to mniej więcej tyle, że gra jest już niemal gotowa, a premiera czai się za rogiem. Producentem znów jest Eden Games, a wydawcą Microids – dokładnie ci sami, którzy ogarniali oryginał.
Na ten moment nie wiadomo, na jakie konsole Garfield zawita tym razem, ale poprzednia część z 2019 roku (czyli taka trochę odświeżona wersja oryginału) wyszła na PS4, PC, Xbox One i Nintendo Switch, więc spokojnie możemy się spodziewać powrotu na wszystkie większe platformy.
I chociaż brzmi to totalnie jak żart, to… nie śmiejcie się zbyt szybko.
Garfield Kart to hit. Na serio. Steam mówi prawdę (czasem)
Okej, dobra, może to nie jest „Forza Motorsport” czy „Gran Turismo”, ale wejdźcie sobie na Steam i sprawdźcie samodzielnie. Garfield Kart z 2013 roku ma status „Bardzo pozytywne” przy prawie 10 000 opinii. Jasne, większość to recenzje-memy, w stylu:
„100/10, gra mojego życia” – i gracz z 106 godzinami na liczniku.
Ale wiesz co? Trzeba mieć sporo samozaparcia (i miłości do kota), żeby tyle grać dla beki. A co ważniejsze – naprawdę są ludzie, którzy serio czerpią z tego frajdę.
Podobnie było z „Garfield Kart: Furious Racing” z 2019 roku – też zebrał kupę pozytywnych opinii. I znowu, jasne, część to żarty. Ale część to szczere „Ej, to w sumie… fajne”.
Garfield kontra GTA VI – czyli wyścig, którego nikt się nie spodziewał
Patrząc na to, jak kultowy (w memicznym sensie) stał się Garfield Kart, niektórzy gracze śmieją się, że Rockstar opóźnia GTA VI właśnie przez to. Bo jak tu wypuszczać nowego Grand Theft Auto, skoro na horyzoncie majaczy cień kota, który robi drift wśród talerzy z lazanią?
Garfield Kart zdobył serca graczy swoją absurdalnością, dziwnym urokiem i tym, że… no po prostu jest. I teraz, kiedy nadciąga sequel z podtytułem „All You Can Drift”, wygląda na to, że Garfield naprawdę bierze to na poważnie (albo tak bardzo niepoważnie, że aż serio).
Podsumowując: Garfield Kart to więcej niż mem. To styl życia.
Garfield w gokarcie to dokładnie to dziwne połączenie, którego świat gier potrzebował. To trochę śmiech przez łzy, trochę nostalgia, trochę guilty pleasure – i kupa frajdy. A teraz, z powrotem na konsolach, z driftami, jeszcze większą dawką absurdu i prawdopodobnie tym samym leniwym klimatem, Garfield może wrócić w glorii i chwale.
Nie ma co – Mario, uważaj. Garfield wraca na tor, i tym razem ma ochotę nie tylko na lasagne, ale i na podium.
Aktywność komentująych