Jeśli myślałeś, że temat zombie w grach mobilnych został już przemielony na wszystkie możliwe sposoby – to Zombie Frontier 4 może cię zaskoczyć. Seria Zombie Frontier ma swoje korzenie jeszcze w czasach, gdy gry mobilne dopiero raczkowały, a „snajperki na zombie” były jednymi z najczęściej pobieranych tytułów w Google Play. Czwarta odsłona to nie tylko rozwinięcie pomysłów z poprzednich części – to wręcz pełnoprawna, rozbudowana strzelanka z elementami RPG, survivalu i klimatem rodem z Resident Evil… tylko że w kieszeni.
Gra wrzuca nas w dobrze znany, ale wciąż ekscytujący świat po apokalipsie zombie. Epidemia wymknęła się spod kontroli, ulice są pełne zmutowanych potworów, a my – ostatni z ocalałych snajperów – musimy po prostu robić porządek z tym bałaganem. Wciągająca kampania fabularna, rosnący poziom trudności, dziesiątki rodzajów uzbrojenia i system ulepszeń – Zombie Frontier 4 to coś więcej niż tylko „pouklikaj-zombie-i-wyłącz”. To mobilna gra, do której chcesz wracać i którą możesz grać na poważnie.
Co ciekawe, tytuł zyskał sobie spore grono fanów także przez to, jak umiejętnie łączy prostą mechanikę „rail shootera” z satysfakcjonującym systemem progresji i naprawdę solidną atmosferą. A jak dodamy do tego dynamiczne eventy, walki z bossami i zróżnicowanych przeciwników, to mamy gotowy przepis na uzależniającego mobilnego killera czasu. Ale czy wszystko w tej grze działa jak powinno? I czy warto po nią sięgnąć w 2025 roku, gdy konkurencja nie śpi?
Spis treści
Fabuła gry
Fabuła Zombie Frontier 4 nie jest może przesadnie skomplikowana, ale całkiem dobrze spełnia swoją rolę tła dla dynamicznej rozgrywki. Mamy tu klasyczny scenariusz apokalipsy zombie: tajemniczy wirus wymknął się spod kontroli, zamieniając ludzi w krwiożercze potwory. Świat, jaki znaliśmy, przestał istnieć – wielkie miasta opustoszały, ulice są zawalone wrakami aut, a z każdego cienia może wyskoczyć zmutowany trup, gotów dobrać ci się do gardła.
Gracz wciela się w jednego z ocalałych – żołnierza lub najemnika, który nie tylko próbuje przeżyć, ale też odkryć, co dokładnie doprowadziło do katastrofy. I tutaj zaczyna się ciekawy wątek: choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko poszło klasycznym „zombie-kluczem”, to z czasem poznajesz tropy świadczące o tym, że pandemia mogła zostać celowo wywołana. W tle przewijają się tajemnicze korporacje, nieetyczne eksperymenty medyczne, wojskowe operacje i ślady porzuconych laboratoriów.
Co ciekawe, Zombie Frontier 4 nie opowiada tej historii w typowy sposób – nie ma tu wielu cutscenek ani dialogów. Zamiast tego fabuła odkrywa się przez opisy misji, znalezione notatki i otoczenie. Przechodząc kolejne poziomy, zauważysz, że coś się zmienia – z pozoru przypadkowe lokacje zaczynają układać się w logiczny ciąg, a wygląd przeciwników staje się coraz bardziej… eksperymentalny. Zwykłe zombie to dopiero początek – z czasem pojawiają się mutanty, które wyraźnie nie powstały „naturalnie”.
Ciekawostką jest to, że gra nawiązuje do swoich poprzednich odsłon – jeśli grałeś w Zombie Frontier 3, zauważysz znajome nazwy, obiekty i powracających bossów. Twórcy lubią też mrugnąć okiem do graczy – tu i ówdzie możesz znaleźć plakaty, skrzynki czy graffiti nawiązujące do klasyki gatunku zombie, jak Resident Evil czy World War Z.
Choć historia nie jest szczególnie rozbudowana, to zgrabnie wspiera atmosferę zagrożenia i poczucie, że jesteś ostatnią nadzieją ludzkości. A przy odpowiednim skupieniu i chęci eksploracji, można z niej wyciągnąć całkiem intrygującą teorię spiskową.
Rozgrywka i mechanika
W Zombie Frontier 4 wcielasz się w jednego z ostatnich ocalałych po wybuchu apokalipsy zombie. Twoim głównym zadaniem jest przetrwać każdą kolejną falę zmutowanych potworów, eliminując je przy pomocy coraz potężniejszego arsenału. Rozgrywka przypomina klasyczne automatyczne rail shootery – nie możesz samodzielnie się poruszać, tylko skupiasz się na celowaniu i strzelaniu. To oldschoolowe podejście, które idealnie sprawdza się na telefonach – możesz grać jedną ręką, czekając na autobus, albo wciągnąć się na dobre i przepaść na godziny.
Misje są krótkie i dynamiczne – każda z nich rzuca cię w inne miejsce: opuszczony szpital, mroczne więzienie, rozklekotany wieżowiec, a nawet strefy wojskowe pełne zainfekowanych mutantów. Każda lokacja różni się wyglądem, klimatem i przeciwnikami, których spotkasz – jednego dnia strzelasz do powolnych trupów w ciemnym korytarzu, drugiego musisz trafić w głowę superszybkiego zombie-mutanta z mackami.
Ciekawym dodatkiem są różne typy misji – raz bronisz swojej pozycji za pomocą karabinu maszynowego, innym razem masz misję snajperską, gdzie musisz precyzyjnie wyeliminować wroga zanim zbliży się do cywilów. Gra potrafi zaskoczyć, a tempo rozgrywki nie pozwala się nudzić. Wrogowie nie tylko wyglądają różnorodnie, ale też zachowują się inaczej – niektóre zombie pełzają, inne biegają, a bossowie mają specjalne ataki, które potrafią naprawdę zaskoczyć.
Na początku może się wydawać, że gra jest stosunkowo łatwa – celowanie jest wspomagane, a początkowe fale zombie są raczej powolne i przewidywalne. Ale im dalej, tym trudniej – przeciwników jest więcej, są silniejsi, a twoje uzbrojenie często przestaje nadążać za ich wytrzymałością. I właśnie wtedy wkracza mechanika ulepszania ekwipunku oraz – niestety – mikropłatności. Jeśli nie chcesz płacić, musisz trochę pogrindować lub cierpliwie czekać na nowe skrzynki i surowce.
Mimo wszystko, zabawa płynąca z samego strzelania jest zaskakująco satysfakcjonująca. Animacje przeciwników, efekty trafień w głowę, eksplozje granatów i efekt slow-motion podczas perfekcyjnych strzałów sprawiają, że gra daje dużo frajdy – szczególnie, jeśli masz słabość do motywu zombie.
Grafika i dźwięk
Pod względem grafiki Zombie Frontier 4 wypada naprawdę solidnie – zwłaszcza jak na mobilny tytuł. Gra prezentuje pełne 3D z całkiem szczegółowymi modelami broni, przeciwników i lokacji. Lokacje są zróżnicowane – od zrujnowanych ulic metropolii, przez opustoszałe fabryki i magazyny, aż po laboratoria z klimatem rodem z filmów sci-fi. Każda mapa ma swój charakter, a twórcy zadbali o efekty świetlne i atmosferyczne, które wzmacniają napięcie – mgła, błyski syren, czerwone niebo czy migające światła w podziemiach potrafią zbudować klimat grozy.
Zombiesy same w sobie również prezentują się dobrze – są dość zróżnicowane, zarówno pod względem wyglądu, jak i animacji. Od klasycznych powłóczących nogami szwendaczy, przez plujące kwasem mutanty, aż po wielkie, napakowane bossy wyglądające jak wyjęte z horroru klasy B. Niektóre z nich mają naprawdę groteskowe projekty – wyłupiaste oczy, zdeformowane kończyny, krew cieknącą z ust – fani zombie horrorów będą w swoim żywiole.
Jeśli chodzi o dźwięk, to również nie można narzekać. Odgłosy broni są mocne i satysfakcjonujące – każdy wystrzał brzmi jak powinien, a odgłosy przeładowania broni czy echa w zamkniętych pomieszczeniach dodają realizmu. Samych zombie też można usłyszeć z daleka – jęki, wrzaski, skrobanie po ścianach. Dzięki temu gra potrafi zaskoczyć – szczególnie gdy grasz ze słuchawkami, bo nagle słyszysz coś tuż za plecami.
Muzyka nie gra tu pierwszych skrzypiec, ale działa dokładnie tak, jak powinna – buduje napięcie w momentach zagrożenia i cichnie w chwilach spokoju, co tylko potęguje atmosferę niepokoju. W walkach z bossami wchodzi mocniejszy, bardziej agresywny soundtrack, który dodaje adrenaliny i idealnie współgra z akcją na ekranie.
Ciekawostka: mimo że to gra mobilna, twórcy zadbali o detale takie jak dynamiczne cienie czy efekty cząsteczkowe – np. rozbryzgi krwi czy dym z lufy. Gra świetnie działa nawet na średniej klasy smartfonach, co jest sporym plusem.
Podsumowanie
Zombie Frontier 4 to idealny przykład gry, która nie musi rewolucjonizować gatunku, żeby dostarczyć masy dobrej zabawy. Nie mamy tu otwartego świata, dialogów rodem z Wiedźmina ani głębokiej moralnej narracji, ale… czy ktoś tego oczekiwał po mobilnej grze o strzelaniu do zombie? Liczy się frajda z eliminowania kolejnych fal wrogów, satysfakcjonujące ulepszanie broni i to przyjemne uczucie, gdy w ostatnim momencie udaje się pokonać przerośniętego mutanta z dwoma rzędami zębów.
Na plus trzeba zaliczyć przyzwoitą grafikę, świetny dźwięk, rozbudowany system progresji i naprawdę dobrze zaprojektowaną krzywą trudności. Gra nie rzuca wszystkim na raz, tylko stopniowo rozwija skrzydła, dzięki czemu nie nudzi się po kilku godzinach. A jeżeli ktoś szuka wyzwania – czekają tryby specjalne i bossowie, przy których naprawdę można się spocić.
Oczywiście, są też minusy – gra potrafi być bardzo „free-to-playowa” momentami, szczególnie gdy zaczyna się walka o lepsze bronie bez sięgania do portfela. Ale cierpliwi gracze, którzy lubią grind, znajdą tu naprawdę sporo do roboty.
Jeśli więc masz ochotę na solidną, dynamiczną strzelankę z zombie w roli głównej, która mieści się w kieszeni i nie wymaga ośmiordzeniowego potwora – Zombie Frontier 4 będzie jak znalazł. Nie zmieni oblicza gier mobilnych, ale z całą pewnością dostarczy Ci kilku(nastu) godzin naprawdę soczystej rozwałki. A to czasem więcej niż trzeba.
Aktywność komentująych