Gdy pierwszy raz uruchomiłem Legacy: Steel & Sorcery, pomyślałem: „Okej, kolejna gra fantasy z mieczami i czarami, pewnie będzie okej, ale bez szału”. No cóż… po kilkunastu godzinach wciągnięcia się na maksa, wiem jedno – byłem w błędzie. To nie jest kolejna generyczna produkcja z Unreal Asset Store, tylko coś, co ma duszę, wyraźny styl i społeczność, która napędza tę grę do przodu. Zwłaszcza teraz, gdy wystartował Sezon 1: Shadows Reach, a wraz z nim pełen wipe, nowa klasa – Czarodziej, dwie zupełnie nowe mapy i garść systemowych nowości.

To dobry moment, by zanurzyć się w ten świat. A jeśli jeszcze się zastanawiasz, czy warto, przeczytaj dalej – bo Legacy to mieszanka starego ducha MMO, taktycznej walki PvP, elementów PvE i odrobiny szaleństwa, której często brakuje we współczesnych produkcjach.

Rozgrywka – więcej niż tylko siekanie i czary

Pod względem rozgrywki Legacy: Steel & Sorcery to przyjemny koktajl akcji, taktyki i RPG. Walka jest brutalna, dynamiczna, ale nie chaotyczna – każde starcie wymaga skupienia i refleksu. Nie ma tu miejsca na bezmyślne spamowanie ataków – każdy cios, unik czy blok trzeba przemyśleć. Dla fanów klasyki to jak powiew świeżego powietrza: system walki przypomina połączenie Dark Soulsów i chropowatej, ale uczciwej mechaniki z Mount & Blade.

Gra oferuje kilka klas postaci, które można rozwijać na różne sposoby – a teraz do tego zestawu dołącza Czarodziej z Emberstaffem, który wnosi zupełnie nową jakość: magię czasu, czary z dystansu i możliwość korzystania ze zwojów, które odblokowują nowe umiejętności w trakcie gry.

Do tego mamy system craftingu, łupów, walki z potworami, eksplorację lochów, a nawet społecznościowy hub – Goldbrook, gdzie możesz ćwiczyć, gadać z innymi lub rzucić komuś wyzwanie na pojedynek. Gra jest surowa, ale w dobrym tego słowa znaczeniu – wszystko, co osiągasz, ma swoją wagę.

Grafika i klimat – surowa magia z duszą starej szkoły

Nie oczekuj fotorealistycznego Ray Tracingu ani graficznych wodotrysków na poziomie najnowszych gier AAA. Legacy: Steel & Sorcery stawia na styl, klimat i czytelność. Modele postaci, bronie, lokacje – wszystko ma nieco stylizowany, ale mocno „klasycznofantasyczny” vibe. W pewnym sensie przypomina to starsze MMO, ale z większą dbałością o szczegóły.

Świat gry potrafi zaskoczyć – szczególnie teraz, gdy pojawiły się nowe mapy. Dawnhammer Crypt to mroczny loch pełen ciasnych korytarzy, nieumarłych i klimatu jak z gotyckiego horroru. Widać, że twórcy przyłożyli się do environmental storytellingu – można zauważyć ślady dawnych bitew, runiczne inskrypcje i inne smaczki, które budują immersję.

Z kolei Greenwood Night to znana mapa w zupełnie nowym świetle – a raczej jego braku. Nocna wersja wprowadza atmosferę zagrożenia, a duchy i bandyci tylko czekają, aż zgaśnie twoja latarnia. Ten klimat ciemności, niepewności i adrenaliny przypomina najlepsze momenty z survivalowych gier fantasy.

Muzyka i udźwiękowienie – niepozorne, ale klimatyczne

Muzyka w grze nie wysuwa się na pierwszy plan, ale dokładnie tak ma być. Delikatne motywy instrumentalne towarzyszą ci w eksploracji, budując napięcie, a nie przytłaczając. Kiedy robi się groźnie, zmienia się też ton – w lochach brzmi bardziej niepokojąco, w Goldbrook – spokojnie i sielsko.

Efekty dźwiękowe również zasługują na plusa. Odgłosy walki są soczyste i satysfakcjonujące – słychać, kiedy stal uderza o zbroję, kiedy ktoś upada z jękiem, a kiedy z pomrukiem rzucasz potężne zaklęcie. Świetnie wypadają też ambienty: szum wiatru, skrzypiące drzwi w lochu, echa wąskich korytarzy – to wszystko działa na wyobraźnię i potęguje klimat.

Podsumowanie – czy warto zagrać w Legacy: Steel & Sorcery?

Jeśli szukasz gry, która łączy klasyczną estetykę fantasy, wymagającą walkę, nieprzewidywalne PvP i mnóstwo przygody – Legacy: Steel & Sorcery to coś dla ciebie. Jasne, gra nie jest jeszcze ukończona, a system wipe’ów może niektórych odrzucić, ale dzięki temu świat stale się rozwija. Sezon 1: Shadows Reach to idealny moment, by zacząć – wszyscy zaczynają od nowa, jest nowa klasa, nowe mapy, a do tego masa świeżego contentu.

Gra nie trzyma cię za rękę. Nie prowadzi po sznurku. Ale jeśli dasz jej szansę – odpłaci się ci przygodą, która ma w sobie coś autentycznego. To tytuł z potencjałem na długoletnią ewolucję, z oddaną społecznością i pomysłami, które nie boją się iść pod prąd.

Moja rada? Weź Emberstaffa i zanurz się w chaosie. Tu zaczyna się prawdziwa przygoda.

Spis treści