W świecie pełnym głośnych premier, gigantycznych kampanii reklamowych i korporacyjnych strategii marketingowych, od czasu do czasu zdarza się mały cud. Taki, którego nikt się nie spodziewał, a który pokazuje, że szczerość i pasja potrafią więcej niż cały zespół od PR-u i worki pieniędzy. Tak właśnie wygląda historia Hypercharge: Unboxed, strzelanki w klimacie Toy Story, która dosłownie wybuchła popularnością na PlayStation, i to z bardzo nietypowego powodu.

Choć początkowo mało kto o niej słyszał – bo nie miała wsparcia od wielkich wydawców ani virali z TikToka – gra ta nagle wskoczyła na piąte miejsce listy najlepiej sprzedających się nowości na PlayStation, co samo w sobie jest już niezłym osiągnięciem. Ale to, co naprawdę zaskakuje, to dlaczego tak się stało.

Gdy wielkie marki dominują, mniejsze gry często giną bez echa

Świat sieciowych shooterów to dżungla. Serio. Codziennie niemal wychodzi coś nowego, ale przetrwać potrafią tylko najwięksi – ci z największymi budżetami, najgłośniejszymi influencerami i całym zapleczem promocyjnym. Wystarczy spojrzeć na tytuły, które mimo ogromnych ambicji i hajpu szybko wypadły z obiegu – LawBreakers, Battleborn, Concord, XDefiant… lista jest długa.

Każdy z tych projektów próbował się przebić przez mur popularności i nie dał rady. Dlatego nikt nie spodziewał się, że jakaś tam kolorowa strzelanka z zabawkami, przypominająca trochę połączenie Call of Duty z klimatem Pixar, będzie miała jakiekolwiek szanse. A jednak! Wbrew wszelkim przewidywaniom, Hypercharge: Unboxed złamało ten schemat. I nie, nie dzięki gameplayowi (chociaż jest naprawdę dobry), ale dzięki… szczerości twórców.

Gra weszła na PlayStation i… prawie nikt w nią nie grał online

Hypercharge nie jest nowością z technicznego punktu widzenia. Gra pierwotnie zadebiutowała już w 2020 roku na PC i Nintendo Switchu, gdzie zebrała niezłe recenzje, ale nigdy nie została megahitem. Dopiero 30 maja 2025 trafiła na PS4 i PS5, co było dużą szansą na odświeżenie tytułu i zdobycie nowej publiczności.

Problem w tym, że kiedy gracze zaczęli pobierać grę na PlayStation, szybko zauważyli, że… niewiele się dzieje na serwerach. Jeden z użytkowników napisał na Twitterze, że nie może nawet zapełnić lobby, żeby pograć z innymi, i oskarżył studio o lenistwo, brak kompetencji i próbę zarobienia paru groszy na nieświadomych graczach. Mówiąc prosto: poszło oskarżenie o tani „cash grab”.

W takiej sytuacji większość twórców zrobiłaby jedno z trzech: olała temat, odpowiedziała korporacyjnym bełkotem albo… zaczęła się kłócić. Ale nie tutaj.

Twórcy odpowiedzieli z klasą i autentycznością

Oficjalne konto Hypercharge na Twitterze zamiast się bronić, odpowiedziało spokojnie i z ogromnym wyczuciem. Napisali, że tak – mają świadomość, że gra nie ma tysięcy graczy online, ale i tak są dumni, bo gdzieś tam, ktoś siedzi z kumplem na kanapie i dobrze się bawi w split-screenie. A jeśli to wszystko, co ich gra osiągnie, to dla nich i tak sukces.

I na tym nie poprzestali. Dzień później opublikowali pełne oświadczenie, w którym opowiedzieli więcej o kulisach produkcji. Okazało się, że cały zespół składa się tylko z pięciu osób, które przez lata dłubały nad tą grą z własnej kieszeni, bez wielkich funduszy. Zrobili dokładnie taką grę, w jaką sami chcieli grać jako dzieci – bez skórko-dziadostwa, bez lootboxów, bez mikrotransakcji.

I co najważniejsze – powiedzieli wprost, że Hypercharge nigdy nie stanie się free-to-play i nie będzie opierać się na mikropłatnościach, nawet jeśli miałoby to oznaczać rezygnację z milionów potencjalnych graczy. Bo nie chodzi im o to, żeby zarobić na każdej skórce, tylko żeby stworzyć coś, co daje radość. Im samym – i innym.

Ludzie zareagowali z sercem – tweet twórców rozszedł się jak ogień

Ten szczery przekaz trafił do społeczności jak strzał w dziesiątkę. Tweet zebrał ponad 650 tysięcy wyświetleń i tysiące pozytywnych reakcji – komentarzy pełnych wsparcia, wzruszenia i szacunku. Gracze dosłownie zaczęli kupować grę, żeby wesprzeć twórców – nie dlatego, że muszą, tylko dlatego, że chcą.

W rozmowie z serwisem Polygon, Joe Henson – główny marketingowiec gry – przyznał, że nikt w zespole nie spodziewał się takiego wybuchu popularności. Byli szczerze wzruszeni. I choć gra z czasem spadła z listy bestsellerów, to nie da się ukryć – przez moment była jedną z najchętniej kupowanych nowości na PlayStation.

A co najważniejsze – ten moment może zmienić wszystko. Bo teraz o Hypercharge zrobiło się głośno, gra obsługuje crossplay, więc gracze z różnych platform mogą wspólnie grać, i bardzo możliwe, że baza graczy faktycznie zacznie się odbudowywać.

Spis treści