Nie wiem, czy pamiętasz, ale jeszcze nie tak dawno temu w internecie aż kipiało od zapowiedzi gier MMO, które miały korzystać z technologii blockchain. Wszędzie pojawiały się obietnice: NFT w ekwipunku, kryptowaluty jako waluta premium, gracze mający realny wpływ na gospodarkę gry. Miało być nowocześnie, rewolucyjnie i… no właśnie. W teorii wszystko brzmiało świetnie – ale jak to zwykle bywa w branży gier, między teorią a praktyką zieje przepaść większa niż między noobem a endgame’owym bossem.
Miało być pięknie – czyli o nadziejach związanych z Ember Sword
Jednym z tych projektów, które naprawdę miały szansę coś zdziałać, był Ember Sword. Pamiętam, jak wielu graczy – również tych sceptycznych wobec kryptogier – spoglądało na ten tytuł z lekką nadzieją. Estetyka na poziomie, model free-to-play bez pay-to-win, obietnica dynamicznej walki bez targetowania, no i coś, co wyróżniało grę na tle innych: możliwość posiadania własnych działek w grze, które były tokenami NFT. I to nie była tylko teoria – te działki faktycznie się sprzedały, i to w niemałych ilościach.
Do tego dochodziły informacje o finansowaniu projektu, które – przynajmniej na papierze – wyglądało całkiem solidnie. Ludzie kupowali ziemie, społeczność rosła, a ekipa Ember Sword komunikowała się z graczami. Powstało nawet early accessowe wydanie gry, które wystartowało w grudniu. No i co? I tyle.
Cichy koniec głośnych obietnic
W maju 2025 roku zespół odpowiedzialny za Ember Sword ogłosił, że… to już koniec. Nie będzie kolejnych aktualizacji, nie będzie nowych wersji, cały projekt zostaje porzucony, a studio zamyka działalność. Jak sami przyznali – nie udało się utrzymać finansowania, a prowadzenie tak dużego MMO okazało się po prostu zbyt kosztowne. Zwłaszcza w sytuacji, gdy pomimo „wielkiego zainteresowania” (tak to określili), nie przełożyło się ono na realne wsparcie finansowe.
Zespół stwierdził wprost, że… eksplodowali. Tak dosłownie – użyli słowa „exploded”, co brzmi trochę jak ironia losu. Bo faktycznie: miała być eksplozja nowoczesności, a skończyło się na eksplozji… firmy.
Co dalej? Czy kryptogry mają jeszcze sens?
Czy upadek Ember Sword to definitywny koniec blockchainowych MMO? Niekoniecznie. Ale trzeba przyznać, że kolejna głośna porażka w tym segmencie nie napawa optymizmem. Może po prostu jeszcze nie jesteśmy gotowi na sensowne połączenie kryptowalut z grami, a może technologia sama w sobie nie jest zła – tylko większość projektów stawia ją ponad samą grę, a to ogromny błąd.
Gry to wciąż przede wszystkim rozrywka, mechanika i emocje. Jeśli cały tytuł budowany jest wokół pomysłu „kup sobie miecz jako NFT i sprzedaj go za milion”, to prędzej czy później coś się posypie. Bo gracze nie chcą być inwestorami – chcą się dobrze bawić.
Ember Sword – fajnie, że próbowałeś
I tak oto Ember Sword trafia na cmentarzysko ambitnych, ale niedokończonych MMORPG-ów. Wielu graczy pewnie nawet nie zdążyło go sprawdzić, bo Early Access trwał chwilę. Inni może zainwestowali czas lub pieniądze z nadzieją, że będzie to ich nowy ulubiony świat. Tymczasem gra… zgasła.
Szkoda, bo coś tam iskrzyło. Był potencjał. Ale potencjał to za mało, jeśli nie ma za nim stabilnego finansowania, przemyślanej wizji i – co najważniejsze – solidnej grywalności.
Aktywność komentująych