Jeden krasnolud, cała planeta przeciwko niemu. Tak w największym skrócie można podsumować Deep Rock Galactic: Survivor, spin-off popularnego co-opa Deep Rock Galactic. Tym razem nie ma drużyny czterech górników, wspólnego kopania i wrzasków przez komunikator. Jest za to samotna walka o przetrwanie w mrocznych jaskiniach Hoxxes – pełnych złota, kryształów i wrogich stworzeń, które najchętniej zamieniłyby cię w górniczy proch.

Gra łączy klimat znany z oryginału z mechaniką survivor auto-shootera – czyli gatunku, który rozkwitł po sukcesie Vampire Survivors. Jeśli lubisz jazdę bez trzymanki, rosnące fale przeciwników i uczucie, że z minuty na minutę stajesz się chodzącą maszyną zagłady, to tutaj dostaniesz tego w najlepszym krasnoludzkim wydaniu.

Kopalnia, która nigdy się nie kończy

Każda misja zaczyna się od zrzutu kapsuły w proceduralnie generowane jaskinie. Niby proste: zejść, wykonać cele i wrócić do bazy. Ale w praktyce wygląda to tak, że zanim znajdziesz odpowiednie minerały albo otworzysz nowe tunele, wrogowie zdążą otoczyć cię z każdej strony.

System walki jest intensywny, ale nie wymaga ciągłego klikania – broń strzela automatycznie, a ty skupiasz się na poruszaniu, unikach i wyborze ulepszeń. Z czasem twoje karabiny, działka i wyrzutnie rakiet zamieniają się w istną orkiestrę destrukcji, a ekran tonie w wybuchach. Ten chaos ma w sobie coś uzależniającego – szczególnie gdy wiesz, że to ty zamieniłeś krasnoluda w jednoosobową armię.

Cele misji i progres

Nie chodzi tylko o przeżycie i czystą rzeź. Każda misja ma konkretne cele, które musisz wykonać – wydobycie minerałów, zniszczenie obcych kokonów, czy przetrwanie określonego czasu. Ich zaliczanie nie tylko daje satysfakcję, ale też pozwala rozwijać krasnoluda, odblokowywać nowe bronie i ulepszenia.

Postęp jest bardzo wyczuwalny – na początku czujesz się jak mięso do odstrzału, a po kilkunastu minutach biegasz z całym arsenałem, który rozkłada fale wrogów w kilka sekund. Ten system sprawia, że „jeszcze jedna misja” naprawdę trwa do późnej nocy.

Nowa perspektywa, ten sam klimat

Największy szok dla fanów oryginału? Kamera od góry. To nie jest strzelanka FPS, tylko widok izometryczny, który zmienia dynamikę całej rozgrywki. Na początku może wydawać się dziwny, ale szybko okazuje się, że świetnie pasuje do tempa gry.

Mimo tego zmiana perspektywy nie zabija klimatu. Jaskinie Hoxxes nadal są duszne, klaustrofobiczne i pełne zagrożeń, a humor krasnoludów i atmosfera korporacyjnego „Zarząd tego wymaga!” to nadal znak rozpoznawczy serii. Starsi gracze poczują znajome elementy, a nowi szybko wciągną się w ten świat.

Deep Rock Galactic: Survivor to świetny przykład, jak zrobić spin-off, który nie tylko odcina kupony, ale wnosi coś świeżego. To szybka, wciągająca gra, w której nawet kilkanaście minut potrafi dostarczyć sporej dawki adrenaliny. Jeśli szukałeś powodu, żeby znów zejść do jaskiń Hoxxes – oto on.

Nie ma tu drużyny czterech górników i wspólnych toastów po udanym rajdzie. Jest samotna walka, hektolitry poczwar do odstrzelenia i kopalnia bogactw czekająca, aż ktoś odważy się po nie sięgnąć. I w tym właśnie tkwi siła tej gry – prostota połączona z nieustanną akcją i satysfakcją z kolejnych ulepszeń.

Krótko mówiąc: jeśli lubisz oryginalne Deep Rock, albo po prostu kochasz survivor bullet-helle, to ta gra da ci dokładnie to, czego szukasz.

Był to artykuł z serii: Deep Rock Galactic: Survivor
Spis treści