Demoniczne gęsi w Where Winds Meet sieją postrach szybciej niż miniboss

Na pierwszy rzut oka Where Winds Meet wygląda jak klasyczny, efektowny samurajsko-wuiksiaowy tytuł, w którym skaczesz po dachach, wchodzisz w szybkie pojedynki i oglądasz sceny rodem z chińskich legend. Ale kiedy wejdziesz głębiej, szybko odkrywasz, że ta gra ma też swoją dziwną, totalnie odjechaną stronę. I to taką, której w ogóle się nie spodziewasz.
Masz tu momenty, w których grasz w mahjonga jako pies, możesz obrzucać pomidorami ludzi, którzy złamali prawo, a nawet zdarza się sytuacja, że wkręcisz sztucznej inteligencji, iż jesteś z kimś w ciąży. Klimat robi się wręcz komediowy, jakby twórcy stwierdzili: „a co by było, gdybyśmy dodali wszystko, co nam wpadnie do głowy?”.
I właśnie dlatego, kiedy gracze zaczęli zgłaszać, że najstraszniejszym przeciwnikiem w całej tej pięknie zaprojektowanej krainie jest… gęś, to wcale mnie to nie zdziwiło. Podobno w X-wiecznych Chinach biegały sobie demoniczne gęsi, które najwyraźniej nie miały ochoty na negocjacje. Gracze natykają się na nie wcześnie, zupełnie się tego nie spodziewając, i są przez nie rozsypywani na części szybciej niż przez niejednego minibossa.
Na początku gry trafiasz na zlecenie, żeby wyleczyć ranną gęś. Brzmi niewinnie, prawda? No więc jeśli coś pójdzie nie tak, to ta biedna gąska zamienia się w pełnoprawnego bossa z paskiem zdrowia, który potrafi wyprowadzić kopniaka tak efektownego, że Chuck Norris by się zawstydził. I jasne, zdrowy rozsądek podpowiada, żeby wrócić tu później, ale przecież jest za to osiągnięcie, więc gracze z uporem maniaka lecą na tę gęś jak ćmy do ognia.
To nie jest pojedynczy przypadek. Na Reddit pojawiło się zdjęcie wrzucone przez użytkownika Alternative_Spring37, który zestawił tę gęś z bossem z Elden Ring, i szczerze mówiąc, porównanie wcale nie jest przesadzone. W komentarzach ludzie piszą, że widzieli gęś walczącą z niedźwiedziem i wychodzącą cało z tego starcia. Co gorsza, wygląda na to, że każda gęś w tej grze potrafi cię odesłać prosto do zaświatów, więc lepiej nie prowokować całego stada jak zrobił to pewien nieszczęśnik o nicku Dreemsequence.
Na szczęście istnieje sposób, żeby te pierzaste potwory wyeliminować, i jest on równie absurdalny jak sama sytuacja. W Where Winds Meet nie ma jeszcze animacji pływania, co tworzy genialnie głupią lukę w rozgrywce. Gracze odkryli, że można użyć Tai Chi, żeby przyciągać gęsi w stronę wody, a kiedy już tam trafią… po prostu toną. Tak, dokładnie tak się to kończy. Pokonujesz piekielne gęsi, wrzucając je do ich naturalnego środowiska. Jeśli to nie jest najlepszy dowód na to, że ta gra bywa kompletnie zakręcona, to naprawdę nie wiem, co jeszcze mogłoby nim być.








