Jeśli lubicie sobie poskładać puzzle, pogapić się na ładne widoki i przy okazji odbyć podróż dookoła globu bez ruszania się z kanapy, to World Tour Merge może być strzałem w dziesiątkę. Ta gra na Robloxie i inne platformy, jak Android czy iOS, to taki mix relaksu z lekkim wyzwaniem, gdzie wcielasz się w Ellie – dziewczynę, która dzięki magicznemu biletowi od rodziców rusza w podróż z swoim psem Maxem. Brzmi jak marzenie, co? No to rozsiądźcie się wygodnie, bo rozkminimy tę grę od A do Z, z plusami, minusami i tym, co naprawdę kręci w tym tytule. Gotowi na tour po świecie? To lecimy!
Początek podróży – jak to się zaczyna?
Zacznijmy od fabuły, bo World Tour Merge ma coś, czego inne gry tego typu czasem brakuje – małą historyjkę, która wciąga. Ellie to taka typowa dziewczyna z małego miasteczka, gdzie dni płyną jak w slow motion – szkoła, dom, pies Max i zero akcji. Ale pewnego dnia, na urodziny, dostaje od rodziców bilet na podróż dookoła świata! Bez zastanowienia pakuje klamoty, łapie Maxa i w drogę. I tu zaczyna się zabawa – zamiast jechać na lotnisko, lądujesz w świecie, gdzie łączysz przedmioty, rozwiązujesz zagadki i odkrywasz nowe miejsca. Pomysł z biletem to fajny haczyk, który od razu daje ci poczucie, że jesteś na wakacjach, nawet jeśli siedzisz w piżamie z chipsami.
Gra rzuca cię od razu w akcję – zaczynasz od prostych merge’ów, czyli łączenia takich samych przedmiotów, żeby stworzyć coś lepszego. Na start masz kilka podstawowych itemów, jak narzędzia czy jedzenie, i musisz je scalać, żeby odblokować kolejne etapy. Mechanika jest prosta jak drut – klikasz dwa identyczne przedmioty, łączysz je i voilà, masz coś nowego! Na początku to takie chillowanie, ale im dalej w las, tym więcej zagadek i przeszkód, co dodaje grze trochę pazura. Plus za to, że nie musisz być mózgowcem, żeby ogarnąć zasady – nawet jeśli dopiero zaczynasz przygodę z grami, dasz radę.
Grafika i klimat – wizualna uczta
No i tu mamy prawdziwy hit – grafika w World Tour Merge to coś, co od razu rzuca się w oczy. Świat jest narysowany ręcznie, z dbałością o detale, i wygląda jak bajka dla dorosłych. Odwiedzasz miejsca jak Himalaje, europejskie zamki czy azjatyckie targi z jedzeniem, i każde z nich ma swój unikalny klimat. Kolory są żywe, ale nie przytłaczające, a tła pełne są małych smaczków – od latających ptaków po ruchome postacie w tle. Max, pies Ellie, też jest uroczy i co chwilę coś psoci, co dodaje uroku. Jeśli lubisz ładne widoki, to gra jest jak podróż z National Geographic, tylko z dodaną opcją klikania.
Dźwięki też trzymają poziom – spokojna muzyczka w tle idealnie pasuje do relaksowego tempa, a efekty dźwiękowe, jak klikanie przedmiotów czy szum wiatru, nie drażnią uszu. Czasem słychać szczekanie Maxa albo lokalne odgłosy, co buduje atmosferę. To nie jest gra, gdzie muzyka cię zmusza do akcji – tu możesz puścić sobie własny podkład i grać w swoim rytmie.
Co w grze piszczy – mechanika i postacie
Serce World Tour Merge to mechanika mergowania. Łączysz przedmioty, rozwiązujesz proste puzzle i odblokowujesz nowe lokacje oraz postacie. Każdy poziom ma swoje cele – czasem musisz zebrać określoną liczbę itemów, a czasem odblokować drogę do następnego miasta. To działa jak dobrze naoliwiona maszyna: proste na start, ale z czasem pojawiają się blokady, jak kamienie czy zarośla, które musisz usunąć, łącząc specjalne narzędzia. Jest też opcja minigierek, które odblokowujesz później – na przykład sortowanie płytek, co dodaje trochę świeżości.
Postacie to kolejny plus. Ellie i Max to duet, który szybko wpada w serce, ale po drodze spotykasz też lokalnych mieszkańców – od górali w Himalajach po kucharzy z Azji. Każdy ma swoją historyjkę, czasem wzruszającą, czasem zabawną, i rzuca ci wyzwania, jak zebranie konkretnych przedmiotów. To nie są tylko ozdobniki – ich zadania pchają fabułę do przodu i dają nagrody, jak energia czy nowe itemy. Fajnie, że twórcy włożyli effort w dialogi, bo dzięki temu czujesz, że podróżujesz z kimś, a nie tylko klikasz w pustkę.
Plusy i minusy – co działa, a co irytuje?
Zacznijmy od dobrych stron, bo jest ich sporo. Gra jest mega relaksująca – możesz usiąść na 5 minut między obowiązkami albo grać godzinami, a i tak nie czujesz presji. Mechanika mergowania jest intuicyjna, a poziomy zaprojektowane tak, żeby nie frustrować, tylko zachęcać do dalszej gry. Grafika i muzyka to wisienka na torcie – serio, te widoki to jak cyfrowe pocztówki. No i postacie – Max skradł mi serce, a historie NPC-ów dodają uroku. Do tego dochodzą nagrody za ukończenie poziomów – nowe itemy, energia czy osiągnięcia, które dają satysfakcję.
Ale nie wszystko jest idealne. Jednym z większych zgrzytów jest postęp w grze – po drugim rozdziale tempo zwalnia do żółwiego kroku. Żeby ruszyć dalej, musisz albo sporo grindzić, albo wydać kasę na paczki z energią czy gemami. I tu pojawia się problem – ceny tych paczek są czasem kosmiczne, jak 30 dolców za trochę boostów, co dla wielu może być przesadą. Kolejna rzecz to aktualizacja z boostem energii – miał dawać lepsze itemy, a zamiast tego żre dwa razy więcej energii za to samo, co wcześniej. To rozczarowanie, zwłaszcza jak grasz od miesięcy i liczysz na progres. Do tego dochodzą bugi – czasem nagrody z wyzwań nie wpadają, co wkurza jak nic. Twórcy tłumaczą, że to „drobne problemy”, ale jak tracisz energię, to już nie jest takie drobne.
Dla kogo jest ta gra?
World Tour Merge to idealny wybór, jeśli lubisz gry typu merge, ale nie chcesz stresu jak w hardcore’owych tytułach. Pasuje do fanów puzzli, którzy chcą się zrelaksować, i do tych, co marzą o podróżach, ale nie mają kasy na samolot. Nowi gracze złapią zasady w minutę, a weterani znajdą wyzwania w późniejszych poziomach. Minusem jest paywall – jeśli nie chcesz wydawać, postęp może się zatrzymać, ale jak masz cierpliwość do grindu, dasz radę. To też gra na krótkie sesje – idealna na autobus czy przerwę w pracy.
Podsumowanie – warto czy nie?
Podsumowując, World Tour Merge to solidna gra z potencjałem, która świetnie łączy relaks z przygodą. Grafika i klimat to jej największe atuty – te widoki i postacie jak Max sprawiają, że chcesz wracać. Mechanika mergowania jest prosta, ale wciągająca, a historie NPC-ów dodają głębi. Niestety, paywall i bugi psują zabawę, zwłaszcza jak wydajesz kasę i nie widzisz efektów.
Jeśli masz cierpliwość i nie zależy ci na szybkim progresie, to gra da ci masę frajdy. Dla mnie to taki cyfrowy album ze zdjęciami z podróży – piękny, ale czasem musisz zapłacić, żeby zobaczyć więcej stron. Daj jej szansę, ale z głową – i trzymaj kciuki, żeby twórcy ogarnęli te bugi!

Pasjonat gier MMO i typowo społecznościowych aplikacji. Redaktor naczelny portalu Desercik i twórca wielu innych portali nie tylko o grach. Codziennie porusza zagadnienia związane z marketingiem internetowym na swoim prywatnym blogu. Wieczorami czas spędza z córką, a gdy zaśnie zaczynać grać… grać w to co najlepsze.

