Team Cherry wyjaśnia, czemu Silksong daje tak popalić graczom

Od kilku tygodni w społeczności graczy trwa gorąca dyskusja na temat Hollow Knight: Silksong – i nie chodzi tu tylko o fabułę czy muzykę, ale o coś, co wzbudza zawsze największe emocje: poziom trudności. Wielu fanów zauważyło, że w porównaniu do pierwszej części gra jest znacznie bardziej wymagająca. Z jednej strony część graczy cieszy się z większego wyzwania, ale spora grupa otwarcie przyznaje, że Silksong bywa zwyczajnie za trudny. Do sprawy postanowiło odnieść się samo Team Cherry, które wprost wyjaśniło, dlaczego sequel stawia poprzeczkę wyżej niż oryginał.

Gra miała swoją premierę 4 września na PlayStation, Xboxie, PC oraz Nintendo Switch. Choć to nadal tytuł niezależny, hype na niego był tak ogromny, że spokojnie można go porównać z oczekiwaniami na takie giganty jak GTA 6 czy The Elder Scrolls VI. Po latach oczekiwania wreszcie dostaliśmy w swoje ręce kontynuację, ale już pierwsze godziny spędzone z Silksongiem pokazały jedno – tu nie ma miejsca na taryfę ulgową. Co ciekawe, pierwsza łatka do gry wprowadziła delikatne obniżenie poziomu trudności w przypadku dwóch początkowych starć z bossami, ale to nie wystarczyło, żeby uciszyć krytyczne głosy.

Na wystawie ACMI Game Worlds Exhibition, gdzie obecni byli twórcy, padło kilka istotnych wyjaśnień. Ari Gibson z Team Cherry wprost powiedział, że powodem ostrzejszego poziomu trudności jest przede wszystkim nowa bohaterka, Hornet. W przeciwieństwie do cichego i bardziej stonowanego Rycerza z pierwszej części, Hornet jest dużo szybsza, zwinna i bardziej wszechstronna. To wymusiło na twórcach przygotowanie przeciwników, którzy są inteligentniejsi, bardziej agresywni i potrafią reagować na różne style walki. Jak przyznał Gibson: „Hornet jest z natury szybsza i bardziej utalentowana niż Rycerz – więc nawet podstawowy wróg musiał być bardziej złożony i wymagający”.

Team Cherry podkreśla też, że Silksong został zaprojektowany tak, by dawać graczom wybór. Możesz podążać główną ścieżką fabularną, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby co chwilę zbaczać i odkrywać nowe miejsca, sekrety czy alternatywne drogi. Dzięki temu gracz sam decyduje, jak mierzyć się z wyzwaniami – możesz trenować i uczyć się bossów krok po kroku, ale możesz też znaleźć sposoby, by ominąć najtrudniejsze momenty dzięki eksploracji. To zupełnie inne podejście niż w pierwszym Hollow Knight, gdzie struktura gry była bardziej liniowa.

William Pellen, drugi z twórców, zdradził dodatkowe szczegóły na temat tego, jak wyglądała praca nad przeciwnikami. Okazuje się, że zwykły wojownik mrówczy w Silksongu został zbudowany na bazie zestawu ruchów, które wcześniej posiadała… Hornet jako boss w oryginalnym Hollow Knight. To oznacza, że już najprostszy wróg dysponuje arsenałem ruchów na poziomie dawnego przeciwnika specjalnego. Dla porównania, wrogowie Rycerza byli zdecydowanie bardziej ograniczeni i przewidywalni, a tutaj mamy pełen wachlarz ataków: skoki, szarże, uniki, a nawet manewry ofensywne, które zmuszają gracza do większej koncentracji.

Choć kontrowersje wokół trudności nadal trwają, jedno jest pewne – Silksong już teraz odniósł ogromny sukces. W ciągu zaledwie kilku godzin od premiery liczba osób grających jednocześnie na Steamie pobiła rekord ustanowiony przez Hollow Knighta z 2017 roku. Tamten tytuł mógł pochwalić się wynikiem nieco ponad 95 tysięcy graczy w szczytowym momencie. Tymczasem Silksong dosłownie zmiotło ten rekord ze stołu – ponad 587 tysięcy osób jednocześnie bawiło się w świecie Pharloom zaledwie dwa dni po premierze. To pokazuje, że mimo krytyki dotyczącej trudności, fani rzucili się na tę grę jak szaleni.

Hollow Knight: Silksong jest trudniejszy, bo musi być. Hornet to postać dynamiczna, szybka i wielowymiarowa, a przeciwnicy muszą dorównywać jej tempem. Twórcy nie chcieli osłabiać bohaterki, tylko sprawić, by każdy pojedynek dawał prawdziwą satysfakcję. I chociaż dla niektórych może to być frustrujące, to właśnie ten poziom wyzwania sprawia, że Silksong wywołuje tyle emocji. A patrząc na wyniki i zainteresowanie, można śmiało powiedzieć, że Team Cherry podjęło ryzyko, które zdecydowanie się opłaciło.

Może Cię zainteresować

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *