„Persona 5: The Phantom X” to tytuł, który już samym logo wywołuje przyspieszone bicie serca u każdego fana japońskich RPG-ów. Jeśli spędziłeś dziesiątki godzin z Jokerem, Makoto, Futabą i resztą Drużyny Widmowych Złodziei Serc, to wiesz, że każda nowa gra spod szyldu „Persona” to wydarzenie, którego nie można przegapić. Tym razem jednak Atlus – we współpracy z chińskim studiem Black Wings Game Studio – zabiera nas na zupełnie nową przygodę, którą możesz mieć… w kieszeni. Dosłownie.

P5X to coś więcej niż tylko mobilna wariacja na temat kultowego Persona 5. To zupełnie nowa historia, nowe postacie, świeże lokacje i świeży Metaverse do eksploracji – wszystko to stworzone z ogromnym szacunkiem do oryginału. Gra czerpie garściami z klimatu „piątki”, ale nie boi się własnych pomysłów. Co ważne – nie jest to tylko gra mobilna; działa także na PC, co pozwala cieszyć się tym światem na dużym ekranie.

I choć w tle słychać echo słowa „gacha”, to już od pierwszych minut czujesz, że masz do czynienia z czymś, co zdecydowanie zasługuje na miejsce obok głównych gier z serii. Styl, muzyka, klimat, system walki – wszystko tu pachnie klasyką Persona, ale podaną w nowym, dynamicznym wydaniu. Więc jeśli zastanawiasz się, czy „The Phantom X” to tylko skok na kasę, czy może coś naprawdę wartościowego – usiądź wygodnie. Czas zagłębić się w świat, gdzie codzienne życie nastolatka miesza się z eksploracją umysłów złoczyńców. Let’s go Phantom Thieves, one more time.

Fabuła i świat gry

Wyobraź sobie, że świat „Persony 5” wraca – ale nie jako odgrzewany kotlet, tylko w zupełnie nowym sosie. Tak właśnie działa „The Phantom X”. Gra zabiera nas z powrotem do dobrze znanej mieszanki codziennego życia japońskiego licealisty i psychodelicznych wypraw do świata Metaverse, ale… z zupełnie nowym twistem. Tym razem wcielamy się w nowego bohatera – milczącego protagonisty z czerwonymi okularami, znanego w grze jako „Wonder”. Klasyka, prawda? Tajemniczy chłopak, który nagle zostaje wrzucony w wir wydarzeń większych niż on sam – to przecież esencja „Persony”.

Akcja toczy się w Tokio, ale nie do końca tym samym, co znamy z oryginalnej „piątki”. Nowe dzielnice, nowe lokalizacje i nowi nauczyciele z problemami do ukrócenia. Świat przedstawiony jest pięknie narysowany, stylowy do granic możliwości – to ten sam wizualny vibe, co w oryginale: ostre kolory, mocne kontrasty, odważna typografia i te cudowne przerywniki anime, które pojawiają się w najlepszych momentach. Nie ma tu miejsca na nijakość – wszystko jest zaprojektowane z charakterem.

Tym razem historia znów kręci się wokół idei kradzieży serc – ale drużyna, którą formujesz, jest nowa. Poznajemy między innymi Arai – dziewczynę o mocnym charakterze i potężnej woli walki, która staje się twoją pierwszą towarzyszką w nowej grupie Phantom Thieves. Do drużyny dołącza też… sowopodobny stworek o imieniu Luffy. Tak, dobrze czytasz – nie Kot Morgana, tylko nowy, nieco mniej zarozumiały, ale równie uroczy futrzak, który pełni rolę przewodnika po świecie Metaverse. Coś pomiędzy mentorem a kompanem do sarkastycznych komentarzy – czyli dokładnie to, czego potrzebujemy.

I jak w każdej dobrej grze z serii „Persona” – balansujemy między codziennością a nadprzyrodzonymi wydarzeniami. W ciągu dnia uczęszczasz na lekcje, rozmawiasz z NPC-ami, rozwijasz relacje i swoje umiejętności społeczne (co przekłada się potem na walkę!), a wieczorami eksplorujesz surrealistyczne światy wewnętrzne skorumpowanych dorosłych. Tak, znowu są Pałace. Tak, znowu są cienia. I tak – znowu czujesz ten dreszcz emocji, kiedy odpala się muzyka walki, a twoja drużyna przybiera pozy.

Ale co najlepsze – ta historia nie kopiuje oryginału. „The Phantom X” stawia na własne konflikty i własnych złoczyńców. To nie są bossowie na zasadzie „zróbmy kopię Kamoshidy”. To nowe problemy społeczne, inne dewiacje dorosłych i inne dramaty, które poruszają nieco inne struny emocjonalne. Czuć, że twórcy naprawdę przemyśleli temat, a nie tylko skopiowali to, co działało wcześniej.

Świat gry żyje, oddycha i aż się prosi, żeby go eksplorować. A jeśli miałeś kiedykolwiek syndrom „jeszcze tylko jeden dzień w grze i idę spać” – no cóż, przygotuj się, że z P5X zarywasz nocki jak za dawnych czasów. Świeże pomysły, świetna reżyseria i kapitalna atmosfera sprawiają, że nowa opowieść Phantom Thieves naprawdę wciąga – i to na długo.

Mechanika rozgrywki

No dobra, świat i fabuła są świetne – to już wiemy. Ale co z mechaniką? Czy Persona 5: The Phantom X to tylko kalka piątki, czy może coś nowego i świeżego? Na szczęście – to drugie. A raczej… coś pomiędzy. I to jest mega fajne, bo zachowano to, co działało wcześniej, ale wrzucono kilka zmian, które naprawdę mają sens, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że to gra mobilna z opcją grania na PC.

Zaczynamy klasycznie – gra jest podzielona na dwie główne części: życie codzienne i eksploracja Metaverse. W ciągu dnia funkcjonujesz jak normalny uczeń – chodzisz do szkoły, uczysz się, spędzasz czas z przyjaciółmi, rozwijasz umiejętności społeczne i zawierasz znajomości (czyli tzw. Confidants, chociaż tutaj trochę inaczej to się nazywa). I serio – jeśli uwielbiasz „slice of life” gameplay, to tutaj będziesz w swoim żywiole. Dni lecą jeden po drugim, a ty decydujesz, jak spędzisz każdą chwilę. Z kim pogadać, gdzie iść, czy może po prostu poczytać książkę w pokoju i podnieść statystyki odwagi. To takie małe decyzje, które mają ogromny wpływ później.

Ale kiedy słońce zachodzi… zaczyna się to, co w Personie najlepsze – Metaverse. Eksplorujemy nowe Pałace, które są pełne zagadek, przeciwników i psychodelicznych wizji pokręconej świadomości zepsutych dorosłych. Wchodząc tam, prowadzimy drużynę Phantom Thieves w klasycznym, turowym systemie walki, który jest równie taktyczny, co stylowy. Targetowanie słabości, Baton Passy, przyzywanie Person – to wszystko wraca, i to w pięknym stylu.

Jeśli znasz system walki z Persony 5, poczujesz się jak w domu, ale są też pewne różnice. Interfejs jest trochę uproszczony, co pasuje do mobilnego formatu, ale nie oznacza, że gra stała się casualowa – dalej musisz myśleć, kombinować i wykorzystywać odpowiednie umiejętności w odpowiednim momencie. Do tego mamy system fuzji Person, który powraca w pełnej krasie – łączymy stwory, eksperymentujemy, tworzymy potężne byty, które nie tylko wyglądają kozacko, ale też pozwalają przejść przez najtrudniejsze potyczki.

Ciekawym dodatkiem jest też nowy system eksploracji – momentami bardziej przystosowany do grania na dotykowym ekranie, ale nie na tyle uproszczony, żeby znudzić starych wyjadaczy. Są też elementy roguelike, jak losowe komnaty, nieprzewidywalne wydarzenia i okazjonalne mini-wyzwania w stylu „czy uda ci się przemycić się przez strażników bez wszczynania alarmu?”. Fajnie, że twórcy nie bali się eksperymentować i dodać coś od siebie.

Jeśli chodzi o rozwój postaci – jest klasyka: poziomy, ekwipunek, zdolności aktywne i pasywne, social linki wpływające na siłę twojej drużyny… ale też nowe smaczki, jak ulepszanie „bazy operacyjnej” czy zbieranie specjalnych surowców z misji pobocznych. To wszystko tworzy zgrabny, satysfakcjonujący pętlę: rozwijasz relacje → stajesz się silniejszy w walce → odblokowujesz nowe Persony → pokonujesz trudniejszych bossów → rozwijasz fabułę i… znów wracasz do szkolnej ławki.

Najlepsze? Gra nie narzuca ci tempa. Możesz lecieć fabularnie na pełnej, albo chillować, chodząc po mieście i próbując wyciągnąć maksimum z każdego dnia. To ta wolność wyboru, która sprawia, że Persona zawsze była czymś więcej niż tylko JRPGiem – to symulator życia z elementami anime fantasy, i w Phantom X to poczucie „życia w tym świecie” czuć tak samo mocno.

Oprawa audiowizualna

Już od pierwszej sceny wiadomo, że Phantom X idzie ścieżką wydeptaną przez swoją starszą siostrę, czyli Personę 5. Ten sam klimat, ta sama dzika energia bijąca od każdego menu, każdego przejścia, każdego ataku w walce. Czuć, że Atlus i Perfect World wiedzieli dokładnie, jak oddać charakterystyczny, „anime-noir-jazzowy” klimat serii. Ale najciekawsze? To wszystko zostało zaprojektowane z myślą o urządzeniach mobilnych, a mimo to wygląda jak pełnoprawny tytuł konsolowy. Serio – odpalasz grę na telefonie i masz ochotę spytać: „To naprawdę działa na moim smartfonie?!”

Styl graficzny to klasyczne połączenie 2D i 3D – postacie są super szczegółowe, świetnie animowane, a design nowych Phantom Thieves idealnie wpisuje się w personowy klimat. Każda postać ma swoją unikalną aurę i ekspresję, a animacje walki są tak efektowne, że czasem chce się specjalnie wchodzić w bitki, tylko po to, żeby zobaczyć kolejne stylowe cięcia i ciosy. Menu, HUD, ikonki – wszystko utrzymane w tej samej, wyrazistej estetyce co w P5, z czarnym, czerwonym i białym motywem przewodnim. Ale nie jest to zwykła kopia – gra wprowadza nowe efekty, przejścia i „błyski” przy akcjach, które są jak cukierek dla oka.

Lokacje? Oczywiście, Tokio znów żyje i tętni rytmem. Mamy znane miejsca (Shibuya, szkoła), ale też zupełnie nowe dzielnice i przestrzenie w Metaverse. Nowe Pałace (czy też ich odpowiedniki) wyglądają świetnie – każda lokacja ma swój unikalny klimat, kolory i oprawę świetlną. Aż chce się eksplorować, bo nie wiesz, co designerskiego czeka za kolejnym rogiem.

A teraz dźwięk – muzyka to OGIEŃ. Kompozycje z Phantom X kontynuują tradycję poprzedniczki, łącząc jazz, funk, elektronikę i wokalne perełki w klimacie chillowo-energetycznym. Nowa wokalistka daje radę – jej głos jest inny niż Lyny z P5, ale nadal pasuje idealnie do vibe’u tej serii. Każdy kawałek, od spokojnego podkładu w mieście, po bitkę z minibossem, ma to coś, co sprawia, że chcesz wrzucić soundtrack na playlistę w Spotify i słuchać go w pracy.

Dubbing? Głos postaci (w wersji japońskiej) to klasa sama w sobie. Aktorzy oddają pełen wachlarz emocji – od zblazowanego znudzenia, przez buntowniczy gniew, aż po ten personowy dramatyzm, który wszyscy kochamy. Nawet NPC potrafią zaskoczyć fajnym tekstem i barwą głosu, co dodaje życia temu światu.

I jeszcze jedno – efekty dźwiękowe. Małe rzeczy, ale jakże ważne: dźwięk pisaka przy zapisie gry, stukot butów na kafelkach pałacu, brzęk monet, kiedy wyciągasz kasę z automatu – to wszystko składa się na totalną imersję. Nie jest to tylko tło, to część świata.

System gacha i monetyzacja

W Phantom X wcielamy się w nowego bohatera, ale to nie znaczy, że starzy znajomi się nie pojawiają – wręcz przeciwnie! System gacha pozwala nam zdobywać nie tylko nowych Phantom Thieves (oryginalnych dla tej odsłony), ale również postacie z oryginalnej Persony 5 i Royal. I właśnie tu wchodzi cała ta zabawa (czytaj: losowanie) – klasyczny gacha z animacją przywoływania, kolorowymi błyskami i tą nutką nadziei, że w końcu wypadnie ktoś z najwyższego tieru. Czyli wszystko, co gracze gier typu Honkai, Genshin czy AFK Arena znają aż za dobrze.

Losujemy postacie, ale też Persony, które można przydzielać do naszego bohatera – i to też wpływa na styl walki, umiejętności i synergię drużynową. I jasne, można grać bez wydawania ani grosza, ale gra wyraźnie nagradza tych, którzy sypną gotówką. Szansa na drop SSR-a? Niezbyt wysoka. System pity (czyli gwarantowanej postaci po iluś próbach) – obecny, ale raczej w wersji „grinduj przez tygodnie albo kup pakiet”. Typowe.

Co do waluty: mamy klasyczne podziały – waluta zdobywana w grze (np. monety, bilety za misje, nagrody eventowe) i ta premium (czyli kupowana za prawdziwe pieniądze). Deweloperzy dorzucili też trochę sezonowych promocji, pakietów startowych i miesięcznych subskrypcji – wszystko po to, by zachęcić nas do sięgnięcia do portfela. I przyznam – te ceny są umiarkowane, ale nie tanie. Przykład? 10-roll (czyli 10 prób w gacha) może kosztować około 20-30 zł, zależnie od kursu i waluty.

Mimo wszystko, Phantom X stara się być fair. Niektóre postacie SSR można zdobyć za darmo z wydarzeń, a gra często rozdaje bilety i walutę z okazji loginów, update’ów czy premierowych eventów. Więc gracze F2P nie są kompletnie skazani na porażkę, ale ich progres bywa wolniejszy, szczególnie jeśli chcą mieć „tych najlepszych” w drużynie.

No i najważniejsze pytanie: czy da się grać bez płacenia? Zdecydowanie tak. Ale trzeba się liczyć z tym, że:

  • trudniejsze bossy mogą wymagać mocno rozwiniętych postaci,
  • PvP (tak, też jest) raczej nie będziesz wygrywać z „wielorybami” (czyli graczami, którzy wydają dużo pieniędzy),
  • a niektóre wydarzenia mogą wymagać grindu na granicy wytrzymałości baterii i cierpliwości.

Podsumowanie

„Persona 5: The Phantom X” to jeden z tych tytułów, które udowadniają, że gra mobilna może być czymś więcej niż tylko bezmyślnym klepaniem ekranu dla cyfrowych nagród. To kawał dopracowanego, przemyślanego i szalenie stylowego JRPG-a, który spokojnie mógłby stać na półce obok swoich większych, konsolowych braci. Oczywiście – nie obyło się bez kompromisów. System energii, uproszczone dialogi czy mechanika gacha to elementy, które mogą przeszkadzać purystom. Ale… kiedy siedzisz na dachu szkoły, słuchając jazzy soundtracku i planując kolejną infiltrację Pałacu – zapominasz, że to gra na telefon.

Nowe postacie, nowa fabuła i znany, ale odświeżony system walki tworzą mieszankę, w której zakochają się zarówno weterani „Persony”, jak i zupełnie nowi gracze. P5X to nie tylko świetna adaptacja formuły na mobilne urządzenia – to samodzielna gra, która ma coś do powiedzenia i daje ogrom satysfakcji.

Więc czy warto? Zdecydowanie. Nawet jeśli nie jesteś fanem gier mobilnych – daj jej szansę. P5X to duchowy brat Persona 5, który nie tylko godnie kontynuuje tradycję serii, ale też pokazuje, jak kreatywnie można podejść do adaptacji. Phantom Thieves wracają – w nowym stylu, ale z tym samym sercem. Showtime!

Spis treści