Dorastanie z Nickelodeonem to był przywilej. Kto wychował się na SpongeBobie, Fairly OddParents, Avatarze: Legendzie Aanga czy Robotce Jenny, ten wie, jak wyjątkowa była ta epoka animacji. Każda z tych serii miała własny charakter, humor i serce. I właśnie dlatego Nicktoons & The Dice of Destiny od razu przyciąga uwagę. Nie tylko jako gra, ale jako list miłosny do dawnych fanów Nicka, którzy dorastali razem z tymi bohaterami.
Nowa produkcja studia Nickelodeon przenosi nas w szalony świat, gdzie ulubione postacie spotykają się w jednym miejscu – nie przez przypadek, lecz przez… życzenie Tima Turnera. Typowo dla niego, coś poszło bardzo nie tak, a bohaterowie zostają uwięzieni w fantastycznej planszowej rzeczywistości przypominającej Dungeons & Dragons. Ich celem staje się wydostanie z tej magicznej gry. Brzmi absurdalnie? Owszem. Ale to właśnie ten absurd sprawia, że Dice of Destiny ma w sobie tyle uroku.
Nicktoons w świecie RPG
Punktem centralnym gry jest tak zwany Tangle – świat-hub, w którym spotykają się bohaterowie z różnych uniwersów Nickelodeona. To stąd wyruszamy na kolejne misje, odwiedzając miejsca inspirowane kultowymi kreskówkami. Można więc trafić do Ognistego Królestwa z „Avatara” albo do średniowiecznej wersji Bikini Dolnego z „SpongeBoba”.
Pomysł jest prosty, ale skuteczny – dzięki niemu gra nie wymaga długich wprowadzeń, bo każdy od razu zna te światy i postacie. A jednak z biegiem czasu zaczyna się dostrzegać, że mimo różnorodności światów, wszystkie lokacje są do siebie trochę podobne. Po kilku godzinach zabawy można odnieść wrażenie, że twórcy nie do końca wykorzystali potencjał tej multiverse’owej koncepcji.

Nostalgia w czystej postaci
Nie da się ukryć, że Nicktoons & The Dice of Destiny celuje prosto w serce graczy, którzy dorastali w latach 90. i 2000. To gra stworzona po to, by wywołać uśmiech rozpoznania – i robi to świetnie. Kiedy SpongeBob żartuje swoim klasycznym tonem, a Jimmy Neutron tłumaczy wszystko naukowo, naprawdę czujesz, jakbyś znów miał dziesięć lat i siedział przed telewizorem po szkole.
Największe wrażenie robi fakt, że każda linia dialogowa jest w pełni udźwiękowiona. Postacie brzmią tak, jak powinny – albo dzięki oryginalnym aktorom, albo świetnym imitatorom. To coś, czego wiele gier licencjonowanych często nie potrafi zrobić dobrze. Tutaj czuć prawdziwy szacunek dla oryginału i fanów.
Szkoda tylko, że nie wszystkie postacie dostały należytą uwagę. Choć obecność Jenny z „My Life As A Teenage Robot” to przyjemna niespodzianka, brakuje takich ikon jak Zim z „Invadera Zim” czy Helga z „Hej Arnold!”. Czasem też nowi bohaterowie pojawiają się bez większego wprowadzenia – po prostu „są”. To odbiera im trochę znaczenia i magii.

Mechanika – między prostotą a chaosem
Na pierwszy rzut oka Nicktoons & The Dice of Destiny wydaje się prostym RPG-iem akcji – i w dużej mierze tak właśnie jest. Walka polega głównie na atakowaniu przeciwników i używaniu specjalnych zdolności. Problem w tym, że podstawowe ciosy potrafią szybko znużyć, a gra czasem wpada w monotonię.
Ratunkiem są specjalne ataki – i to w nich tkwi największa frajda. Każda postać ma unikalny styl walki, odzwierciedlający jej osobowość. Jimmy Neutron korzysta z wymyślnych wynalazków, Jenny zamienia pole bitwy w metalowy chaos, a Sandy z Bikini Dolnego wali wrogów potężnym młotem. Dzięki temu walka nie jest tylko obowiązkiem, ale także okazją, by zobaczyć znajome postacie w nowym wydaniu.

Zaskakujące jest też to, że gra potrafi być naprawdę trudna. W drugiej połowie kampanii pojawiają się bossowie o niemal soulslike’owej złożoności – wymagający refleksu, kombinowania i odpowiedniego doboru postaci. Niektórzy gracze mogą być zaskoczeni, jak nagle poziom trudności skacze z bajkowego na „pocą się dłonie”.
Świat, który nie do końca wykorzystał swój potencjał
Tangle, czyli centralna lokacja, jest miejscem, gdzie spędzamy sporo czasu między misjami. Z czasem pojawiają się tam nowe postacie i zadania poboczne – często proste, jak znalezienie przedmiotu czy pomoc w eksperymencie. Choć te questy nie wnoszą wiele do fabuły, są pełne uroku i nostalgii – Crimson Chin szuka swoich komiksów, Sokka potrzebuje ziół do mikstur, a Pearl z Bikini Dolnego plotkuje o nowych przybyszach.
Problem w tym, że świat sam w sobie bywa trochę pusty. Mimo dużej mapy i licznych misji, po kilku godzinach czuć powtarzalność. Gra stara się nadrobić to humorem i dialogami, ale nie zawsze wystarcza, by utrzymać uwagę gracza na dłużej.

Nicktoons & The Dice of Destiny to tytuł, który idealnie trafia w nostalgię. Jeśli dorastałeś z Nickelodeonem, znajdziesz tu mnóstwo momentów, które sprawią, że uśmiechniesz się pod nosem. Gra ma swoje wady – powtarzalną walkę, ograniczony świat i kilka niewykorzystanych pomysłów – ale nadrabia pasją, klimatem i świetnym dubbingiem.
To nie jest produkcja, która zmieni rynek RPG, ale z pewnością potrafi przypomnieć, dlaczego kochaliśmy te bajki. Dla nowych graczy może to być po prostu „sympatyczna gra z kreskówkami”, ale dla starych fanów Nickelodeona – to powrót do świata dzieciństwa zamkniętego w jednej magicznej kości.

Pasjonat gier MMO i typowo społecznościowych aplikacji. Redaktor naczelny portalu Desercik i twórca wielu innych portali nie tylko o grach. Codziennie porusza zagadnienia związane z marketingiem internetowym na swoim prywatnym blogu. Wieczorami czas spędza z córką, a gdy zaśnie zaczynać grać… grać w to co najlepsze.

