K’aresh w WoW: The War Within to Powiew Świeżości! Tazavesh, Echo-Dome i Fabularne Hype!

Wracamy na K’aresh i mamy masę do obgadania, bo nowa aktualizacja do The War Within to prawdziwy powiew świeżości! Jako gracz, który od lat śmiga po Azeroth, powiem wam, że po nieco rozczarowującym Undermined (sorry, gobliny to nie moja bajka), eksploracja K’aresh to jak łyk czystego powietrza po zadymionej karczmie. Nie jest idealnie, ale ten nowy obszar, fabuła i powrót do Tazavesh sprawiły, że znów czuję ten vibe WoW-a, który wciąga na długie godziny.

K’aresh – nowy świat, nowe emocje

Po pierwsze, K’aresh to absolutny sztos! Po miesiącach wałkowania stref w Khaz Algar, które – nie ukrywajmy – zaczęły mnie trochę nudzić (no, może poza ukochanym Hallowfall), nowa strefa to jak teleport do zupełnie innego świata. Wszystko tu jest inne – od designu po klimat. Wyobraźcie sobie planetę rozbitą na kawałki, z wyspami unoszącymi się w przestrzeni, każda z nich ma swój unikalny klimat, ale razem tworzą spójną całość. To zasługa dynamicznego lotu, który otwiera zupełnie nowe możliwości projektowania stref.

Serio, latanie między tymi wyspami to czysta frajda, a widoki? Po prostu bajka! Jedyny minus to phase diving, które bywa upierdliwe, bo nie można używać wierzchowca. Na szczęście są teleporty, które ułatwiają życie, choć czasem wciąż brakuje ich w kluczowych miejscach. Czekam, aż odblokuję wierzchowca do phase divingu, bo to na pewno zmieni grę!

Fabuła w K’aresh to kolejny powód do ekscytacji. Jako ktoś, kto unika spoilerów i nie gra na PTR, przechodzenie nowej historii było dla mnie jak odkrywanie Azeroth po raz pierwszy. Wszystko w tej opowieści ma sens w kontekście świata, a fakt, że główni bohaterowie otwarcie gadają o tym, że Xal’atath na bank nas zdradzi, to miły akcent – nikt tu nie udaje, że będzie inaczej. Trochę tylko zgrzytnęła mi scena, gdzie Alleria wkurzona odchodzi w siną dal – wydało mi się to trochę naciągane, ale zakładam, że Blizzard szykuje dla niej wielki moment, w którym wróci i uratuje nas przed totalną klęską. Klasyka WoW-a, prawda?

Jedyne, co mnie wkurzyło w fabule, to przerwa na „zbieranie sił” przed dalszą częścią historii. Serio, Blizzard? To takie sztuczne zatrzymanie akcji, które wytrąca z rytmu. Nie mam nic przeciwko tygodniowemu opóźnieniu otwarcia rajdu – to akurat spoko decyzja, daje czas na przygotowanie. Ale wolałbym, żeby fabuła zaprowadziła nas do Manaforge Omega i tam się zatrzymała, bo to bardziej naturalny punkt przerwy. Takie dzielenie historii na kawałki psuje flow, a ja wolę, jak wszystko jest podane w jednym kawałku, żeby czuć tę epicką ciągłość.

Powrót do Tazavesh – nostalgia i zabawa

Mówiąc o rzeczach, które kradną serce – Tazavesh! Powrót do tego kosmicznego bazaru to jak spotkanie ze starym kumplem. Już sam tekst NPC-a na początku, coś w stylu „przynajmniej nie przywlokłeś tego Maw Walkera”, rozwalił mnie na łopatki! Serio, Blizzard wie, jak wrzucić żart w idealnym momencie. Choć przyznam, że trochę szkoda, że nikt w Tazavesh nie rozpoznał mojej postaci na wejściu – po tylu razach, gdy rozwalałem to miasto, powinni mnie witać jak celebrytę! Marzy mi się scena, gdzie moja postać rejestruje się w karczmie jako „Maw Walker” – to by było epickie. Ale i tak eksploracja Tazavesh bez timera i bez presji, że czterech innych graczy na mnie czeka, to czysta przyjemność. Mogę łazić, gdzie chcę, i chłonąć ten klimat.

Jedna rzecz mnie jednak wkurzyła – dlaczego nie mogliśmy od razu grać w Tazavesh podzielonego na dwie części w trybie M0? Wiem, że to megadungeon, ale dodanie NPC-a na początku, który teleportuje do odpowiedniej połowy, to przecież żaden problem – Blizzard robił to już wcześniej. Musiałem w tym tygodniu dwa razy robić dwa lochy, bez szansy na loot, tylko po to, żeby wypełnić vault. To trochę irytujące, bo chciałem poczuć zmiany w Tazavesh i zobaczyć, jak teraz smakuje. Ale spoko, pewnie i tak będę tam wracał non-stop w najbliższych tygodniach, więc jeszcze się nacieszę.

Echo-Dome Al’dani – perełka wśród dungeonów

Jeśli chodzi o prawdziwe perełki, to Echo-Dome Al’dani rozwala system! Ten dungeon to coś, co sprawia, że znów czuję magię WoW-a. Sceneria? Cudo. Muzyka? Epicka. Pierwszy raz, gdy wszedłem tam z kumplami, zapomniałem o wszystkim i zacząłem zwiedzać, chłonąc widoki. W pewnym momencie ominąłem bossa, a ekipa musiała mi przypomnieć, że hej, może by tak walczyć!

Ale nikt się nie wkurzył, bo wszyscy byliśmy zafascynowani tym miejscem. Walki z bossami? Mega fun! Zwykle podchodzę do bossów z dystansem, bo w trybie M+ mogą stać się frustrujące, ale tym razem jestem dziwnie spokojny. Może to dlatego, że ostatnia rotacja dungeonów była taka dobra? Echo-Dome Al’dani ma szansę wylądować na mojej liście ulubionych dungeonów w całej historii WoW-a. Serio, to miejsce jest tak dobre!

Czekamy na rajd i więcej przygód!

Nie mogę się doczekać, aż wskoczę do rajdu w tym tygodniu i zobaczę, jak wszystkie nasze plany pójdą w diabły – bo przecież w WoW-ie nic nigdy nie idzie zgodnie z planem, prawda? Na razie K’aresh to miejsce, gdzie chcę spędzać każdy wolny moment. Jeszcze nie zacząłem pomagać Ve’nari w odbudowie populacji zwierzaków, ale każda chwila z nią to czysta frajda – nawet w Maw potrafiła sprawić, że było znośnie! Społeczność na X już huczy od wrażeń, a ja czuję, że to dopiero początek przygód w tej strefie. Co myślicie o K’aresh? Jak wam się podoba Tazavesh i Echo-Dome Al’dani? Dajcie znać w komentarzach, jakie są wasze wrażenia, i szykujcie się na więcej epickich chwil w World of Warcraft!

Może Cię zainteresować

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *