GTA w przyszłości? Twórcy mówią wprost: to byłby ogromny błąd

Rockstar już dawno temu otarł się o klimat cyberpunka, choć dziś mało kto o tym pamięta. Wystarczy cofnąć się do czasów GTA 2, które zabrało nas do dziwacznego, przerysowanego świata Anywhere, USA – miasta wyjętego jakby prosto z komiksów Franka Millera. Była to wizja odważna, inna, trochę brudna i futurystyczna, a jednocześnie bardzo „rockstarowa”. Wtedy wydawało się, że seria Grand Theft Auto może iść w dowolnym kierunku, nie trzymając się jednego klimatu czy epoki.

Ale jak się okazuje, to był raczej jednorazowy eksperyment, do którego Rockstar nie chce już wracać. I to nie bez powodu.

Były dyrektor techniczny studia, Obbe Vermeij, który pracował przy GTA w tamtym okresie, przyznał w rozmowie z GamesHub, że… twórcy po prostu nie znosili pracy nad GTA 2. Co ciekawe, on sam nie był bezpośrednio w zespole odpowiedzialnym za grę, ale siedział tuż obok i słyszał wszystko – od rozmów po kłótnie.

Jak sam powiedział, ekipa nie chciała iść w przyszłość, bo oznaczało to jedno: wymyślanie wszystkiego od zera.
Broń, technologia, zachowanie policji, świat, zasady rządzące miastem – wszystko trzeba było projektować od nowa. A to nie tylko masa roboty, ale też ogromne ryzyko.

I nie chodziło tylko o twórców.

Gracze też nie do końca „kupili” GTA 2.
Dziś ta odsłona ma status ciekawostki, ale wtedy odbiór był raczej chłodny. Gra utknęła gdzieś pomiędzy klasycznym rzutem z góry a nadchodzącą rewolucją 3D, którą chwilę później przyniosło GTA 3. Miasto nie zapadało w pamięć tak jak Liberty City, a klimat futurystyczny nie wywoływał takiej więzi jak bardziej „przyziemne” realia pierwszej części.

Vermeij podsumował to dość brutalnie, mówiąc wprost, że ludzie po prostu nie związali się z tym światem tak, jak z GTA 1.

I tu dochodzimy do kluczowego problemu.

GTA jest zbyt cenne, żeby ryzykować

Dziś Grand Theft Auto to nie jest już tylko seria gier. To gigantyczna marka kulturowa, która wykracza daleko poza samo granie. Każda nowa część to wydarzenie na skalę światową, miliony artykułów, memów, analiz i teorii. Do tego dochodzą budżety liczone w setkach milionów dolarów i cykle produkcyjne trwające niemal dekadę.

Jak mówi Vermeij – GTA nie może być już tylko „dobre”. Ono musi być hitem, tematem rozmów, viralem, czymś, co zdominuje internet na lata.

I właśnie dlatego pomysł futurystycznego miasta jest dziś zbyt ryzykowny.

Bo o ile cyberpunk brzmi fajnie na papierze, to:

  • trudniej się z nim utożsamić
  • trudniej sprzedać go szerokiej publiczności
  • trudniej zrobić z niego kulturowy fenomen

A GTA żyje właśnie z tego, że pokazuje świat, który znamy, tylko podkręcony, przerysowany i brutalnie szczery.

Vermeij podsumował to bardzo trafnie:
„GTA jest po prostu zbyt wartościowe, żeby tak z nim eksperymentować.”

Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt – dziś gry żyją w mediach społecznościowych. Generują memy, dyskusje, reakcje, porównania do prawdziwego świata. A to wszystko działa znacznie lepiej, gdy akcja toczy się „tu i teraz”, a nie w jakiejś futurystycznej wizji, która dla wielu graczy byłaby zwyczajnie obca.

Co ciekawe, już w 1999 roku Rockstar sam trochę wycofał się z futurystycznego klimatu. Krótkometrażowy film promujący GTA 2… rozgrywał się właściwie we współczesnym Nowym Jorku. A sama gra tylko delikatnie sugerowała nadejście nowego tysiąclecia, jakby twórcy nie byli do końca przekonani, czy chcą iść w tę stronę.

A co z futurystycznym Rockstar dziś?

Jeśli ktoś mimo wszystko marzy o tym, żeby zobaczyć sci-fi w wykonaniu Rockstar, to jest małe światełko w tunelu. W 2021 roku Dan Houser, współzałożyciel studia, założył Absurd Ventures i pracuje tam nad nowym uniwersum science fiction o nazwie „A Better Paradise”.

Nie jest to GTA, ale patrząc na jego doświadczenie i styl narracji, można się spodziewać czegoś naprawdę ciekawego.

Może Cię zainteresować

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *