Trudno uwierzyć, że pierwsze Gears of War pojawiło się już w listopadzie 2006 roku. Gra wtedy zrobiła ogromne wrażenie – nie tylko dlatego, że wprowadziła rewolucyjny system chowania się za osłonami i strzelania, ale też dlatego, że była prawdziwym graficznym pokazem mocy konsoli Xbox 360. To właśnie Gears of War rozpoczęło całą sagę, która przez lata rozrosła się w siedmioczęściową serię z komiksami, książkami i spin-offami.
Teraz, zanim światło dzienne ujrzy prequel Gears of War: E-Day, gracze dostają okazję, by jeszcze raz wrócić do tego legendarnego debiutu – tym razem w odświeżonej wersji zatytułowanej Gears of War: Reloaded.
Co nowego w tej edycji?
Reloaded bazuje na fundamencie, jaki w 2015 roku stworzyło Gears of War: Ultimate Edition, ale idzie krok dalej. Najważniejsza nowość to fakt, że seria po raz pierwszy trafia na PlayStation, co samo w sobie jest historycznym momentem. Do tego dochodzi zestaw technicznych ulepszeń – 4K, HDR, 60 FPS w kampanii, poprawione oświetlenie, cienie, odbicia i przestrzenny dźwięk 7.1. Brzmi świetnie i faktycznie widać różnicę, ale od razu trzeba podkreślić: to remaster, a nie pełnoprawny remake.
Kampania – piękniejsza, ale nadal ta sama
Fabuła w Gears of War nigdy nie była specjalnie skomplikowana, a w pierwszej części to szczególnie widać. Wcielamy się w Marcusa Fenixa, żołnierza walczącego w imieniu COG przeciwko Szarżującym ze świata podziemi Locustom. To oni chcą wymazać ludzkość z powierzchni planety i robią to z iście apokaliptycznym rozmachem.

Cała kampania trwa około ośmiu godzin i jest podzielona na pięć aktów. Jest tu sporo efektownych strzelanin i widowiskowych starć, ale jeśli ktoś przywykł do standardów współczesnych gier akcji, to całość może wydać się momentami trochę archaiczna. Historia jest dość prosta – drużyna COG z reguły albo coś wysadza, albo próbuje powstrzymać wybuch czegoś innego. Na dodatek zakończenie przychodzi dość nagle i pozostawia pewien niedosyt.
Na tle dzisiejszych gier mocniej rzuca się też w oczy to, jak potraktowano bohaterów. Marcus, Dom, Cole i Baird w pierwszej części nie mają zbyt rozbudowanych charakterów – wszyscy są twardzielami, którzy rzucają krótkie, żołnierskie kwestie. Dopiero w kolejnych odsłonach dostali głębię, którą fani tak bardzo polubili.
Mimo wszystko, odświeżone Gears robi wrażenie wizualne. Efekty świetlne i tekstury naprawdę odświeżają tę prawie 20-letnią kampanię. Problemem pozostaje jednak tempo gry – w środkowych aktach monotonia bierze górę, przeciwnicy często się powtarzają, a dodatkowo co chwilę trafiamy na klasyczne przerywniki w stylu „rozmowa przez komunikator”, które wymuszają powolny marsz i wybija z rytmu akcji.
Kooperacja – w duecie smakuje najlepiej
Tak jak kiedyś, tak i dziś – kampania w kooperacji to najlepszy sposób, żeby cieszyć się Gears of War. Split-screen albo gra online w duecie pokazuje, że cała struktura kampanii była tworzona z myślą o dwóch graczach. Niestety, zdarzają się małe problemy – czasem jedna ze ścieżek jest mniej emocjonująca, bo… przeciwnicy nie chcą się pojawić, a to wymaga restartu punktu kontrolnego.

Mimo tego, w dwójkę gra się świetnie. Strzelaniny są szybsze, emocje większe, a klasyczne teksty bohaterów nabierają nowego uroku, kiedy przeżywa się je z kimś obok.
Multiplayer – piękny, ale z problemami
Druga połowa pakietu to tryb wieloosobowy. Reloaded oferuje wszystkie 19 map z oryginału i dodatków oraz aż 7 trybów rozgrywki – od tych bardziej luźnych po rankingi. System progresji działa dobrze, nowe skórki wpadają w miarę szybko, więc motywacja do kolejnych starć jest.
Mechanika osłon i aktywnych przeładowań nadal daje ogromną frajdę, a sterowanie i ciężar postaci pozostają unikalne na tle innych strzelanek. Do tego na PlayStation 5 tryb multiplayer działa w 120 FPS, a serwery zostały odświeżone – z 30Hz wskoczyły na 60Hz. Brzmi świetnie… ale nie wszystko działa tak, jak powinno.
Po pierwsze, brakuje opcji Quick Play, więc za każdym razem trzeba wybierać konkretny tryb, co w dłuższej perspektywie może osłabić bazę graczy. Po drugie – i to największy problem – Gnasher Shotgun nadal jest przesadzony. Ta broń od lat jest fundamentem multi w Gearsach, ale w Reloaded wydaje się jeszcze silniejsza. Strzał z bliska niemal zawsze eliminuje przeciwnika od razu, a z dobrym przeładowaniem potrafi zmieść cel stojący kilka metrów dalej. W efekcie, niezależnie od trybu, większość starć sprowadza się do biegania z Gnasherem na wysokości twarzy. Dla starych fanów to codzienność, ale dla nowych graczy – szczególnie tych na PlayStation – może być to doświadczenie bardzo frustrujące.
Pierwsze wrażenie dla nowych graczy
Dzięki technicznym usprawnieniom Gears of War: Reloaded prezentuje się naprawdę solidnie. DualSense dodaje nową warstwę imersji – adaptacyjne triggery i haptyka sprawiają, że strzelanie daje jeszcze więcej satysfakcji. Kampania wygląda lepiej niż kiedykolwiek, a multiplayer ma odpowiednią dynamikę.

Z drugiej strony, starość gry wychodzi na wierzch – prostota fabuły, powtarzalność przeciwników i dominacja jednej broni w multi sprawiają, że to nie jest idealne pierwsze spotkanie z serią. Dla graczy, którzy przez lata słyszeli o „legendarnych Gearsach” i teraz sięgają po nie po raz pierwszy na PlayStation, całość może wydać się trochę rozczarowująca.
Podsumowanie – dla kogo jest Reloaded?
Gears of War: Reloaded to kawał historii gamingu podany w świeższej oprawie. Jeśli pamiętasz czasy Xboxa 360 i chcesz wrócić do wspomnień – ten remaster spełni swoje zadanie. Jeżeli jednak oczekujesz pełnego remake’u na miarę dzisiejszych standardów, możesz czuć niedosyt.
Gra pokazuje, jak wiele seria osiągnęła przez lata i dlaczego była tak ważna, ale równocześnie przypomina, że 2006 rok to już dawno miniona epoka. Reloaded to świetna podróż sentymentalna, lecz niekoniecznie najlepsza wizytówka dla tych, którzy chcieliby dopiero zacząć przygodę z Gearsami.

Pasjonat gier MMO i typowo społecznościowych aplikacji. Redaktor naczelny portalu Desercik i twórca wielu innych portali nie tylko o grach. Codziennie porusza zagadnienia związane z marketingiem internetowym na swoim prywatnym blogu. Wieczorami czas spędza z córką, a gdy zaśnie zaczynać grać… grać w to co najlepsze.

