Drew Harrison zabiera głos po miesiącach milczenia

Historia, która wydarzyła się wcześniej w tym roku, wciąż odbija się echem w branży. Chodzi o Drew Harrison, artystkę pracującą w Sucker Punch – studiu odpowiedzialnym za Ghost of Yotei. Harrison została zwolniona po komentarzu, który wrzuciła na BlueSky tuż po informacji o zamachu na Charliego Kirka. Wtedy, w emocjach i poczuciu czarnego humoru, napisała: „Mam nadzieję, że napastnik ma na imię Mario, żeby Luigi wiedział, że brat ma go w opiece” – nawiązując do głośnego wcześniej morderstwa prezesa UnitedHealthcare, Briana Thompsona.

Po tym wpisie dodała jeszcze jeden, w którym jasno zasugerowała, że utrata pracy była efektem jej stanowiska wobec poglądów politycznych:

„Jeśli sprzeciw wobec faszyzmu kosztował mnie pracę marzeń, którą trzymałam przez dziesięć lat, zrobiłabym to ponownie – sto razy mocniej.”

Nieco później współzałożyciel Sucker Punch, Brian Fleming, potwierdził w wywiadzie, że decyzja studia była jednomyślna i opierała się na tym, że robienie żartów z cudzego morderstwa to dla nich linia, której nie chcą przekraczać.

Minęły ponad dwa miesiące od tamtych wydarzeń, a Harrison zdecydowała się w końcu opowiedzieć swoją wersję historii w rozmowie z Aftermath. Zwraca uwagę, że jej zdaniem to nie jeden żart przesądził o wszystkim, ale kampania nękania, która ruszyła lawinowo i uderzyła w całe studio.

Jak wynika z jej relacji, pracownicy Sucker Punch zaczęli dostawać anonimowe telefony pełne agresji, wyzwisk i gróźb. Sytuacja miała być tak męcząca, że niektórzy odłączali służbowe telefony, żeby normalnie pracować. Harrison mówi wręcz, że w pewnym momencie czuła się jak ich „rozrywka dnia”, bo fala hejtu zamiast się wypalić, tylko narastała.

Następnego dnia po śmierci Kirka dostała zaproszenie na krótką wideorozmowę. Tam usłyszała, że traci pracę.

Harrison przyznaje wprost:

„Pełna zgoda, żart nie był w najlepszym guście.”

Ale jednocześnie podkreśla, że nikt nie poprosił jej o jego usunięcie, nikt nie zaproponował rozmowy, nikt nie zapytał o oficjalne przeprosiny – które, jak mówi, byłaby gotowa przygotować razem z działem PR.

Według niej powód rozwiązania współpracy został podany bardzo ogólnikowo: rzekome „podżeganie do przemocy”, a dowodem miały być… komentarze pod jej wpisem. Tyle że sama Harrison jest przekonana, iż prawdziwym powodem było coś zupełnie innego: coraz silniejsza fala nękania, która zaczęła dotykać także osoby z jej zespołu.

Dlatego teraz zdecydowała się zabrać głos. Jak mówi, chce, żeby inni twórcy nie wpadli w podobną sytuację, w której „kara” przychodzi nie za pojedynczy błąd, ale za reakcję tłumu, na którą nikt w firmie nie był gotowy.

Może Cię zainteresować

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *