Od katastrofy do sukcesu: Martin Wein o burzliwej historii Dead Island 2

Witajcie fani zombiaków i siekania nieumarłych! Jeśli myślicie, że droga do powstania Dead Island 2 była jak spokojny spacer po plaży, to szykujcie się na historię, która brzmi jak survivalowy horror pełen plot twistów. Martin Wein, były człowiek z Deep Silver, wyskoczył ostatnio na konferencji Develop: Brighton z soczystymi szczegółami o tym, jak wyglądała pierwsza wersja Dead Island 2. I uwaga – według niego, ta pierwotna gra była tak fatalna, że mogła zabić całą franczyzę! Na szczęście dostaliśmy finalnie coś, co dało radę, choć droga do tego była dłuższa niż grind na legendarny ekwipunek w RPG-u. Wbijajcie, bo to opowieść, która ma więcej dramatyzmu niż cutscenka w The Last of Us!
Początki Dead Island 2 – katastrofa na horyzoncie
Wyobraźcie sobie: jest 2014, E3 huczy od zapowiedzi, a Deep Silver pokazuje Dead Island 2. Trailer wygląda jak marzenie – plaże, zombie, krew i chaos, czyli wszystko, co kochaliśmy w pierwszym Dead Island. Ale jak zdradził Martin Wein, to, co wtedy mieli w rękach, to był totalny niewypał. W jego słowach: „Gra była do bani”. Serio, zero klimatu, zero funu, zero tego, co sprawiło, że pierwsza część była taka wciągająca. To jakby wziąć Left 4 Dead, wyrzucić klimatyczne mapy i wrzucić generyczne strzelanie bez duszy. Deep Silver postanowiło zrobić playtesty, żeby sprawdzić, jak gracze zareagują. Wynik? Feedback był „przerażający” – coś w stylu „weźcie to spalcie i zacznijcie od nowa”.
Zamiast pchać na siłę bubel, który mógłby przynieść szybki hajs, ale zmasakrować markę, Deep Silver podjęło trudną decyzję. Gra została opóźniona, a potem zmieniono studio, bo pierwotny zespół uparł się, by iść swoją drogą, zamiast słuchać feedbacku. I wiecie co? To był ruch godny szacunku. Bo jak mówi Wein, wypuszczenie tej wersji byłoby jak strzał w stopę – może i zarobiliby trochę kasy, ale fani by się odwrócili, a Dead Island stałoby się historią. To jak wybór między szybkim loetem a długoterminowym levelem postaci – czasem trzeba poświęcić czas, żeby zbudować coś porządnego.
Droga do odkupienia
Po latach zamieszania, zmianach deweloperów i pewnie tonie kawy wypitej przez team, Dead Island 2 w końcu ujrzało światło dzienne w 2023 roku. I wiecie co? Gra dała radę! Nie była to może rewolucja na miarę Resident Evil 4 Remake, ale zebrała 75 punktów na OpenCritic, co plasuje ją w kategorii od „spoko” do „naprawdę niezłe”. Gracze dostali to, czego oczekiwali: siekanie zombie, krwawe combosy i ten charakterystyczny vibe wakacyjnej apokalipsy. To jak wskoczenie na tropikalną wyspę, tylko zamiast drinków z palemką macie maczetę i hordę nieumarłych.

Co więcej, Dead Island 2 sprzedało się jak ciepłe bułeczki. Do lutego 2025 gra znalazła ponad 4 miliony nabywców. To trochę mniej niż pierwsza część, która zgarnęła ponad 5 milionów, ale wciąż wynik, który robi wrażenie. To jakby porównać sprzedaż rzadkiego skina w Fortnite – nie pobiło rekordu, ale i tak każdy chciał to mieć. Gra dostała też solidne wsparcie popremierowe, w tym duży update w 2024, który dorzucił nowe treści i poprawił rozgrywkę. Dzięki temu Dead Island 2 stało się czymś więcej niż tylko jednorazowym hitem – to gra, która wciąż przyciąga fanów, jak zombie do świeżego mięsa.
Co z Dead Island 3?
Na razie nie ma oficjalnych wieści o Dead Island 3, ale sukces dwójki daje nadzieję, że coś się kroi. Skoro gra sprzedała się w milionach i zebrała niezłe opinie, to studio pewnie już kombinuje, co dalej. Problem w tym, że Dead Island 2 wydaje się na ten moment „skończone” – większość contentu już wylądowała, a ekipa z Dambuster Studios (którzy ostatecznie doprowadzili grę do premiery) może już myśleć o nowym projekcie. Pytanie brzmi: czy zobaczymy trójkę za rok, dwa, czy może znowu za dekadę, jak to było z dwójką? To jak czekanie na kolejny sezon ulubionego serialu na Netflixie – niby wiesz, że kiedyś będzie, ale data premiery to wielka niewiadoma.
Dlaczego to wszystko jest ważne?
Historia Dead Island 2 to jak epicka kampania w RPG-u – pełna przeszkód, trudnych decyzji i ostatecznego triumfu. Komentarze Martina Weina pokazują, jak blisko byliśmy katastrofy, która mogła pogrzebać jedną z najfajniejszych serii o zombie. To przypomnienie, że tworzenie gier to nie jest bułka z masłem – czasem trzeba zaryzykować i opóźnić premierę, żeby dostarczyć coś, co faktycznie wciągnie graczy. Dead Island 2 ostatecznie okazało się strzałem w dziesiątkę, z krwawą akcją, humorem i tym niepowtarzalnym klimatem, który sprawia, że chce się wracać na kolejne sesje. To jak odpalenie starego save’a w Skyrim – wiesz, że czeka cię masa funu.
Fani serii na pewno mają nadzieję na więcej. Czy dostaniemy Dead Island 3 z jeszcze większym arsenałem, nowymi lokacjami i może nawet co-opem na jeszcze większą skalę? Czas pokaże. Na razie możemy cieszyć się dwójką i wspominać, jak blisko byliśmy wersji, która mogła wszystko zepsuć. A wy, co sądzicie o Dead Island 2? Wbijacie w co-opa, żeby siekać zombie, czy czekacie na wieści o trójce? I co myślicie o tej historii z pierwotną wersją gry? Dajcie znać, bo ja już ostrzę maczetę na kolejną apokalipsę!






