The Last of Us i niekończąca się wojna o… reprezentację?

Mówią, że historia lubi się powtarzać. I coś w tym jest – zwłaszcza, gdy chodzi o The Last of Us. Jako gracz, który przeszedł obie części gry i z wypiekami na twarzy śledził serialową adaptację od HBO, czuję jednocześnie dumę z tej serii… i ogromne zmęczenie tym, co się wokół niej dzieje.
Pamiętam, jak w 2020 roku The Last of Us Part II zostało wręcz zmasakrowane przez fale „recenzji” od ludzi, którzy nawet nie dotknęli gry. Wiesz, typowe: „agenda”, „propaganda”, „gdzie są prawdziwi faceci”. Śmieszne i straszne zarazem. I tu właśnie dochodzimy do 2025 roku, gdzie… déjà vu.
Nowy sezon, te same dramy
Drugi sezon serialu HBO znowu oberwał – tym razem za czwarty odcinek. Czemu? Bo pojawiają się wątki queerowe, bo casting nie pasuje do „wyobrażeń” pewnej grupy ludzi, bo ktoś uznał, że reprezentacja to zamach na ich komfort.
I tu warto zaznaczyć – serial, podobnie jak gra, zbiera świetne recenzje od krytyków. Metacritic? 81 punktów. Zero negatywnych ocen od recenzentów. To nie jest przypadek. Produkcyjnie, narracyjnie i emocjonalnie – to po prostu dobry serial. Problemem nie jest jakość – problemem są widzowie, którzy nie potrafią zaakceptować, że świat się zmienia i nie wszystko kręci się wokół nich.
Jako gracz, jestem zmęczony
Serio. Gram od dzieciaka. Przeżyłem premiery Gothica, Mass Effecta, Red Dead Redemption, TLoU. Wiem, kiedy gra czy film jest dobre, a kiedy nie. I widzę ogromną różnicę między konstruktywną krytyką a zwykłym internetowym jadem.
The Last of Us porusza trudne tematy. Nie tylko o przetrwaniu, ale o miłości, stracie, zemście, przebaczeniu. I robi to w sposób głęboki, dojrzały. Jeśli ktoś nie potrafi przetrawić tego, że jeden z bohaterów jest gejem – to nie jest problem gry. To jest problem tej osoby.
Historia zatacza koło
Kiedyś zaniżano oceny gry, dziś serialu. I z dużą dozą prawdopodobieństwa – jak tylko zapowiedzą sezon 3, znowu zacznie się ta sama śpiewka. Tylko że wiecie co? The Last of Us przetrwa. Bo to więcej niż gra, więcej niż serial. To opowieść, która zostaje z tobą na długo po napisach końcowych.
Jako fan gier, seriali i po prostu dobrej historii – uważam, że trzeba to powiedzieć jasno: The Last of Us nie potrzebuje obrony. To ci, którzy próbują je zniszczyć z pobudek światopoglądowych, powinni przemyśleć swoje podejście do sztuki.
I jeśli czytasz to i masz mieszane uczucia – obejrzyj, zagraj, przemyśl. Bez filtrów internetu. Bo może się okazać, że właśnie coś wyjątkowego przeszło ci koło nosa.






