Za każdym razem, gdy siadam, żeby napisać recenzję Ninja Gaiden 4, dzieje się coś zabawnego – kończę grając przez godzinę zamiast pisać. No cóż, taki już los fana tej serii.
Na początku byłem trochę niepewny, jak odbiorę nową część. Rok był naprawdę dobry dla fanów Ninja Gaiden, ale prawda jest taka, że na nową odsłonę czekaliśmy wieki. Lata 2000 były złotym okresem serii, dzięki kultowej odsłonie z 2004 roku na Xbox, następnie jeszcze lepszemu Ninja Gaiden Black w 2005 i godnemu sequellowi Ninja Gaiden 2 w 2008 na Xbox 360. Niestety, po tym wszystkim Tomonobu Itagaki, producent i reżyser serii, odszedł z Tecmo tuż przed premierą Ninja Gaiden 2, a fani zaczęli się obawiać, że seria może stracić swój charakter.
Te obawy tylko się nasiliły po mniej udanej premierze Ninja Gaiden 3, choć sytuacja nieco się poprawiła dzięki Razor’s Edge na Wii U w 2012 roku. Jednak wtedy seria trochę przysnęła, a Ryu Hayabusa trochę zniknął z radarów graczy, szczególnie w obliczu rosnącej popularności gier FromSoftware i gatunku Soulslike.

Aż tu nagle, wcześniej w tym roku, podczas Xbox Developer Direct, Microsoft zaskoczył nas prezentacją, która rozpoczęła się od kultowej kinowej sceny Team Ninja, a zakończyła się zapowiedzią Ninja Gaiden 4. Dziś, dziewięć miesięcy później, mogę powiedzieć jedno – warto było czekać.
Powrót starego znajomego
Najważniejsze pytanie brzmiało: czy Ninja Gaiden 4 dorówna legendzie serii? Dla porównania, Ninja Gaiden 2 Black świetnie pokazał, czym jest nowoczesna odsłona klasyki 3D action. Stworzenie czegoś od podstaw w tak kultowej franczyzie zawsze jest ryzykowne, a wprowadzenie nowego bohatera zamiast ikonicznego Ryu było tym bardziej odważnym ruchem.
Przeciwko wszelkim oczekiwaniom, Ninja Gaiden 4 udaje się wybronić. To idealne połączenie ducha Team Ninja z klasyczną tradycją Ninja Gaiden, a współpraca z PlatinumGames wnosi świeży, nowoczesny powiew. Szczególnie, gdy grasz jako Ryu, czuć szacunek dla historii serii – nie ma tu poczucia „wymiany bohatera w połowie gry”, jak niektórzy odczuli w Metal Gear Solid 2. Yakumo wydaje się być częścią serii od zawsze.

Gra jest czystym kinem.
Czy Yakumo jest trochę bardziej „anime” niż Ryu? Tak, ale zależy, ile w ogóle znosisz anime w grach. Czy to koniec świata? Absolutnie nie. Grając Yakumo, który ma swoje różnice w stylu walki, czuć świeżą, nowoczesną interpretację klasycznego gameplayu Ninja Gaiden. Już podczas pierwszej prezentacji, Team Ninja podkreślało różnice w sterowaniu obu bohaterów.
Jednym z powodów jest fakt, że Ryu ma dostęp tylko do jednej broni: Dragon Blade. Trochę szkoda, zwłaszcza że w Ninja Gaiden 2 Black korzystałem z różnych kombinacji broni. Na szczęście, modernizacja walk w Ninja Gaiden 4 sprawia, że nie przeszkadza to tak bardzo.
Yakumo sam może korzystać z wielu różnych broni, co w połączeniu z Ryu daje różne style gry, które sprawdzają się w wielu strategiach i poziomach trudności.
Nieważne, jak grasz – zabawa jest gwarantowana
Jednym z kluczowych tematów przed premierą była dostępność gry dla różnych graczy. Masakuza Hirayama, reżyser, podkreślał, że ważne jest, aby gracze mogli się rozwijać i doskonalić swoje umiejętności. Ninja Gaiden 4 oferuje różne poziomy trudności – od trybu, w którym gra automatycznie blokuje i unika ataków, po ekstremalny Master Ninja, gdzie każdy błąd kosztuje cię życie.

Co zaskakujące, dobrze bawiłem się na każdym poziomie trudności. Nawet w trybie „Hero”, z pełnymi ułatwieniami, czułem adrenalinę podczas walk z bossami w Master Ninja. Walka w tej grze to czyste kino – widowiskowe kombosy, dynamiczne akcje i efektowne finiszery.
Nie mogę też nie wspomnieć o trybie fotograficznym. Nigdy nie poświęcałem mu czasu, ale gdy walczysz z cyber-rekinem z innego wymiaru na techno-dyskotekowej arenie, chce się zrobić zrzut ekranu. Gra wygląda niesamowicie, a połączenie akcji, przemocy i efektów wizualnych przypomina trochę sceny z filmu Tarantino.
Nie wszystko jest idealne – sekcje na szynach, które łączą platforming i quick-time eventy, czasem wybijają z rytmu i są moimi najmniej ulubionymi fragmentami gry. Ale z drugiej strony, przy powtórnym przejściu zauważyłem, że te momenty dodają rytmu i pozwalają złapać oddech przed kolejną falą walk.
Historia i klimat
Najmniej przekonuje mnie historia – jest obecna, ale nie po to w nią gram. Dla mnie Ninja Gaiden to bycie niepokonanym Master Ninja, a nie rozwiązywanie fabularnych zagadek. Niemniej, Team Ninja i PlatinumGames dostarczyli spójną, przystępną opowieść, nawet jeśli niektóre zwroty akcji nie wydają się w pełni zasłużone.

Gra momentami jest mocno „anime” w tonie, ale soundtrack i muzyka bitewna naprawdę podkręcają atmosferę. Wspierają gracza w trudnych momentach, dodając adrenaliny, gdy brakuje zdrowia i ekwipunku, a przeciwnik nie odpuszcza.
Mimo niedoskonałości, Ninja Gaiden 4 zachwyca
To najlepszy dowód na jakość gry – wciąż mogę o niej mówić godzinami. Normalnie staram się być zwięzły w recenzjach, a tutaj siedzę i opowiadam o każdym detalu, bo gra wciąga. Nawet przy drobnych problemach z kamerą czy systemem celowania, które czasem powodują stunlock, nie zniechęca mnie to. Wręcz przeciwnie – wciąga jeszcze mocniej, zwłaszcza gdy zaczyna grać muzyka bitewna.
Jednym z plusów Xboxowego ekosystemu jest możliwość grania zarówno na konsoli, jak i na PC. Początkowo miałem lekkie problemy z wydajnością na PC, ale po aktualizacji sterowników wszystko działa płynnie. Gra wygląda równie dobrze jak na Series X, a frame rate jest stabilny i pozwala na pełne cieszenie się walką i akcją.

Pasjonat gier MMO i typowo społecznościowych aplikacji. Redaktor naczelny portalu Desercik i twórca wielu innych portali nie tylko o grach. Codziennie porusza zagadnienia związane z marketingiem internetowym na swoim prywatnym blogu. Wieczorami czas spędza z córką, a gdy zaśnie zaczynać grać… grać w to co najlepsze.

