W Kingdom Come: Deliverance 2 prolog wchodzi od razu z przytupem – Henryk i Jan Ptaszek zostają napadnięci przez bandytów. I nie, to nie jest zwykłe starcie, gdzie można machnąć mieczem i wszystko załatwione. Tutaj czujesz naprawdę bezradność postaci, bo zaczynasz właściwie od zera – nie masz zbroi, broni ani Groszy, a twoja reputacja jest w lesie. Co więcej, Henryk ląduje w samym podkoszulku i majtkach, więc już samo przemieszczanie się przez las w tym stanie daje poczucie, że coś tu jest nie tak i lepiej się nie spóźnić. Każdy krok w gęstym lesie wydaje się niebezpieczny, a każda gałąź, każdy krzak może zdradzić twoją obecność.
Na samym początku podążasz za drużyną Jana, która stara się nie zgubić w chaosie. W tym momencie zaczynasz też odpowiadać na pierwsze pytania, które mają znaczenie nie tylko fabularne, ale też mechaniczne – wpływają na początkowy zestaw statystyk i umiejętności Henryka. To trochę jak test wstępny – czy jesteś gotowy do prawdziwego życia w średniowiecznej Bohemii, czy raczej skończysz jako łatwy cel dla kolejnej bandy rzezimieszków. Jazda konna na początku jest ściśle skryptowana, więc nie da się odjechać samodzielnie i zrobić z siebie bohatera na własną rękę. To trochę frustrujące, ale też wprowadza w klimat gry, gdzie każda decyzja, nawet na samym starcie, ma znaczenie.

Pierwszy test perswazji
Po kilku minutach natrafiasz na żołnierzy, a tutaj przychodzi pierwszy prawdziwy sprawdzian – test umiejętności perswazji. Jeśli chcesz uniknąć bójki i zachować życie (i ubrania), najlepszą opcją jest coś neutralnego, jak „Czy naprawdę wyglądamy na bandytów?”. To moment, kiedy doceniasz, że w tej grze rozmowa może być bronią równie skuteczną jak miecz. Po tym i rozbiciu pierwszego obozu masz okazję pogadać z Janem, rzucić kilka słów z towarzyszami, zagrać w kości, albo nawet zawołać swojego psa, który zawsze dodaje trochę luzu do sytuacji. To takie małe, ale ważne elementy budujące atmosferę świata – czujesz, że Henryk nie jest sam, że jest częścią większej drużyny, a jednocześnie każdy ruch może coś zmienić.

Wkrótce Jan proponuje samouczek walki mieczem, a potem sparring, który może być twoim pierwszym prawdziwym wyzwaniem w grze. Jan nie jest łatwy – to wytrawny przeciwnik, który nie odpuści żadnego błędu, więc nawet jeśli jesteś początkującym graczem, poczujesz, że tu trzeba myśleć strategicznie. Ale spokojnie – przegrana nie kończy gry i nie odbiera żadnych kluczowych nagród. Po tej walce siadacie przy ognisku, gadacie z resztą drużyny, a rozmowy te są kluczowe, bo pozwalają „przenieść” wybory fabularne z pierwszej części gry do sequela, a niektóre odpowiedzi mogą też dać bonusy do cech postaci, które przydadzą się w kolejnych etapach. Po wszystkim oglądasz krótki przerywnik filmowy, który jeszcze bardziej wciąga w klimat gry.
Dalej podążasz za Janem przez szuwary – otoczenie robi wrażenie, a każdy krok wymaga uwagi. Trafiasz na praczkę, którą możesz odwrócić od ciekawskich oczu za pomocą kamienia, żeby pójść dalej niezauważonym. W tym miejscu zaczynasz też korzystać z samouczka gry, który pokazuje, jak poruszać się w świecie, jak reagować na otoczenie i jak w ogóle przetrwać w takich warunkach. To trochę jak pierwsze lekcje przetrwania w średniowieczu – każdy ruch ma znaczenie, a świat nie wybacza nieuwagi.

Kiedy docierasz do kanionu, Jan nagle znika, a na scenie pojawia się dwóch bandytów. Tutaj znów przydaje się rzucenie kamieniem, żeby odciągnąć uwagę jednego z nich, po czym chowasz się za skałą i czekasz, aż strażnik odwróci się w przeciwną stronę. Każdy moment napięcia pokazuje, że ta gra stawia na realizm i spryt gracza, a nie tylko na machanie mieczem.
W końcu odnajdujesz Jana, ale jeden z bandytów atakuję cię nagle – zaczyna się szybka akcja, w której starasz się przetrwać do momentu, aż uruchomi się kolejna scenka. Po niej misja się kończy, a ty automatycznie startujesz w kolejnym epizodzie – Fortuna, który kontynuuje przygody Henryka w tym brutalnym i fascynującym świecie.
Na całej tej trasie widać, że Kingdom Come: Deliverance 2 nie bawi się w uproszczenia – nawet prolog jest pełen detali, napięcia, interakcji i wyborów, które mają znaczenie. Każdy kamień, każdy krzak, każdy wybór dialogowy może coś zmienić, a atmosfera nie pozwala poczuć się pewnie ani na chwilę. To świat, w którym trzeba myśleć, kombinować, czasem oszukać przeciwnika albo po prostu liczyć na szczęście – i właśnie to sprawia, że prolog, choć rozbudowany i chwilami powolny, jest tak satysfakcjonujący i wciągający.

Pasjonat gier MMO i typowo społecznościowych aplikacji. Redaktor naczelny portalu Desercik i twórca wielu innych portali nie tylko o grach. Codziennie porusza zagadnienia związane z marketingiem internetowym na swoim prywatnym blogu. Wieczorami czas spędza z córką, a gdy zaśnie zaczynać grać… grać w to co najlepsze.

